Laura Breszka i Mateusz Król: Ona w tym związku naprawia samochód, on gra na gitarze
Młodzi, dynamiczni – nie mogą usiedzieć w miejscu. Warszawa, Malbork, Dolomity... w kilka dni. A jednak najbardziej lubią wieczorne weekendowe lenistwo.
Piszą o nich "królewska para" i to prawda, są atrakcyjni, uśmiechnięci, przerzucają się ripostami. Ale na ekranie widać głównie ich błękitne oczy, błyszczące tak, jak to tylko u zakochanych bywa.
Podobno zakochał się pan w błękitnych, ogromnych oczach pani Laury i jej gorącym temperamencie? To prawda?
Mateusz Król: To prawda.
Laura Breszka: Ale nigdy nie powiedziałeś tego publicznie.
MK: To proszę: Laura ma piękne oczy i ognisty temperament. Ta mieszanka absolutnie na mnie zadziałała. Laura ma takie oczy... takie niebo w nich. Nawet w jednej piosence o tym śpiewam...
Właśnie, niewiele osób wie, że gra pan na gitarze oraz śpiewa.
MK: Kocham muzykę, dwa lata temu zacząłem tworzyć, a teraz, w marcu, wchodzę do studia, by nagrać swoją płytę. Mam parę gotowych piosenek, teksty moje, kompozycje moje...
Ma pan czas? "Korona królów" na to pozwala?
MK: Gdy coś przychodzi do głowy, a stale przychodzi, to wzięcie gitary i zagranie tego, jest jak... pobawienie się z kotkiem. To nie jest dla mnie uciążliwe, to jest wielka przyjemność. Natomiast przy "Królach" jest tyle pracy, że nagrywanie płyty na pewno nie skończy się szybko.
LB: To naprawdę dobre piosenki, a ja jestem krytyczna. To nie dlatego chwalę, że to mój chłopak, tylko tak uważam.
Laura jest pana muzą?
MK: Tak. I mówiłem jej to nie raz. Dobrze pani trafiła.
Po tych oczach się zorientowałam.
MK: Nie wszystkie moje piosenki są o Laurze...
LB: Ale sporo (śmiech).
Kiedy zobaczyliście się po raz pierwszy? Na razie są dwie wersje: na studiach w łódzkiej Filmówce oraz po sesji nagrań dźwiękowych audiobuków?
MK: To będzie trzecia. Ostateczna. Choć widywaliśmy się od 10 lat, to tak naprawdę poznaliśmy się blisko dwa lata temu w warszawskim klubie po wernisażu zdjęć Laury. Mieszkaliśmy już pięć lat w Warszawie, chodziliśmy do tych samych miejsc, mijaliśmy się, a wciąż nie wpadliśmy na siebie. Tamtego wieczoru miałem spektakl w Teatrze Współczesnym, skończyłem grać i poszedłem spotkać się ze znajomymi do klubu. A ty miałaś tam wernisaż... Laura robi świetne zdjęcia.
LB: Eeee tam, bez przesady...
MK: Skromna jest.
LB: Owszem, poznaliśmy się na studiach, ja byłam na trzecim roku, a Mateusz na pierwszym. Był bardzo fajny, ale za młody. Potem nie widzieliśmy się osiem lat.
Zaraz, zaraz... za młody?
MK: Jak za młody? Jestem w jej wieku.
LB: No dobrze, wydawał mi się za młody. Zresztą, ja miałam swojego partnera, a na czwartym roku byłam w ciąży.
MK: A ja myślałem, że nie jestem w jej typie, więc odpuszczałem. Bałem się.
Dlaczego?
MK: A dlaczego różne rzeczy się dzieją? Laura była tak przebojowa... Ja też byłem przebojowy, ale bardziej byłem przebojowy na scenie niż w życiu. I to też tak nie do końca.
LB: Za wysokie progi (śmiech).
MK: No, można tak powiedzieć.
Czyli nie ośmielił się pan wtedy?
MK: No tak.
A teraz? Kto w państwa związku "nosi spodnie"?
MK: We dwójkę nosimy. Laura jest bardzo subtelna, kobieca, ale też bardzo konkretna. To jest bardzo pociągające. Potrafi mnie pociągnąć za rękaw, zmotywować do czegoś. I naprawi samochód, jak trzeba, a w każdym razie znajdzie mechanika. Przebojowa jest, wszystko załatwi. Ja jestem trochę wsobny, refleksyjny, ale z drugiej strony...
LB: Jest bardzo dobrym człowiekiem, fajnym gościem, zabawnym. Wzrusza mnie jak bawi się z Leą, moją dziewięcioletnią córeczką. Gdy gra i śpiewa piosenkę o niej, to mnie rozczula.
MK: Wymyślamy piosenki na bieżąco. Ja coś śpiewam, Lea coś dopowiada i wychodzi piosenka.
Jak dogadujecie się w trójkę?
LB: Jest bardzo dobrze, wszyscy się staramy. Jest przyjacielem, w pewnym sensie spełnia funkcje ojca, choć Lea ma tatę. Matusz radzi sobie bardzo dobrze.
MK: Oczywiście bałem się, czy wkupię się w jej łaski. Ale okazało się, że tak. Poczułem ulgę. Z przyjemnością spędzam z Leą czas. Trochę zaraziłem ją tą muzycznością, śpiewa, ma świetną pamięć.
LB: Jest jego pierwszym fanem!
Kto jest dobrym policjantem, a kto jest złym?
MK: Ja jestem dobrym.
LB: Mateusz jest super dobrym.
MK: Wszystko biorę na spokojnie, racjonalnie. Patrzę z boku, oceniam sytuację i wkraczam do akcji.
A pani Laura, kiedy na przykład wkracza do akcji?
MK: Poza temperamentem i spontanicznością w Laurze podoba mi się to, że potrafi zmienić mi nastrój w sekundę. To ona wówczas wchodzi do akcji. Czasem dzieje się to bez słów. To jest na poziomie energetycznym, ciężko opisać. To jest fajne. Albo: przejmuję się czymś, przychodzę do domu i mówię: »Zobacz, w "Koronie Królów" to... a w zawodzie tamto«, a ona tak mi to rozłoży na czynniki pierwsze, że o 180 stopni zmieniam zdanie. Jak ona o tym mówi, to jej wierzę. Nie wszystkim dziewczynom to się udawało. To znaczy, dotąd żadnej.
A pani? Co pani podoba się jeszcze w panu Mateuszu?
LB: Lubię to, że mogę mu ufać. I może to, że mówi od tyłu...
???
LB: Od dziecka tak umie.
Może pan coś powiedzieć?
MK: Co na przykład?
Pani Laura. Korona królów. Mateusz Król. Laura Breszka.
MK: Inap Arual. Anorok wólórk. Szuetam Lórk. Arual Akszerb.
O matko...
MK: O oktam.
Lepiej brzmi niż od początku. Pan tak zawsze miał?
MK: Odkryłem to w podstawówce, chyba z nudów. Zacząłem sobie tłumaczyć imiona i nazwiska, od końca. To chyba forma niegroźnej choroby psychicznej. A może i groźnej, bo to się dzieje codziennie, bezwiednie: słyszę coś i od razu literuję od tyłu.
Codziennie wstaje pan o 6, wraca do domu o 19. Jak znajdujecie czas dla siebie?
MK: Są jeszcze weekendy, choć teraz być może będziemy też pracować na planie w niektóre soboty, w jedną już pracowaliśmy. Musimy jeszcze przyspieszyć pracę.
LB: Ale znajdujemy też dla siebie czas po pracy. Bez przesady, jest dopiero godzina 20., do północy można coś zrobić, można pobyć razem.
Podobno uwielbiacie cudowne, wspólne nicnierobienie?
MK: Tylko, gdy jesteśmy bardzo wyczerpani. Ale staramy się uaktywnić. Laura motywuje mnie żeby wyjść, nie leżeć. Gdy siły pozwalają - wychodzimy.
LB: W tygodniu rzeczywiście odpoczywamy po pracy, oglądając filmy i czytając książki, spędzamy czas na nicnierobieniu. Jednak w weekendy zawsze się do czegoś zmusimy. Teraz byliśmy akurat na Górce Szczęśliwickiej, żeby pojeździć sobie na desce snowboardowej, zaraz wyjeżdżamy w Dolomity. W lato idziemy na rowery, w trójkę, z Leą.
Oboje jeździcie na desce?
MK: Ja się uczę, Laura jeździ od dawna.
LB: Ale wychodzi mu świetnie.
Plany?
LB: Brak planów.
MK: Nie, absolutnie. Żyjemy tu i teraz.
Rozmawiała: Anna Ratigowska