Reklama
Reklama

Laura Łącz: Nie buntowałam się, robiłam swoje

Laura Łącz (63 l.) zakochała się w swoim mężu, gdy miała 22 lata. Jak sama wyznała, zupełnie nie przeszkadzał jej fakt, że ukochany był od niej sporo starszy. Para pobrała się, doczekali się syna. Wszystko układało się świetnie do sierpnia 2001 roku...

Niewiele jest kobiet tak uprzejmych jak ona. Piękna, elegancka. Ma w sobie spokój i wewnętrzną siłę. Przykuwa uwagę. Zaraża optymizmem i energią. - Nie, nie wypiłam eliksiru młodości - śmieje się Laura Łącz. - Wypiłam eliksir aktywności i zapału do pracy, która pozwala zapomnieć o prywatnych kłopotach. Uważam, że wszelka praca jest jedynym sprawdzonym przeze mnie antidotum na zmartwienia i trudy życia. Nie zwalniam tempa, wręcz przeciwnie. Z wiekiem różnorodnych zajęć mam coraz więcej - wyznaje Laura Łącz.

Talent ma w genach. - Dziadkowie, zarówno ze strony mamy jak i taty, mieli zdolności muzyczne. Dziadek Łącz pięknie grał na skrzypcach. Ale aktorką zostałam "po mamie i tacie" - śmieje się pani Laura. - Choć ojciec aktorem został trochę przez przypadek. Tuż po wyzwoleniu, w kamienicy rodziców ojca w Rzeszowie, zamieszkali aktorzy Stefania Błońska i Józef Konrad. Założyli zespół. Chcieli wystawić "Lekkomyślną siostrę". Nie mieli odtwórcy Janka Topolskiego. Rolę przeczytał Makuś, jak nazywano ojca. Podobno dobrze.

Reklama

Po tym debiucie wkrótce wyjechał na Ziemie Odzyskane i pracował w jeleniogórskim teatrze. Zdał do warszawskiej PWST, którą ukończył w 1951 roku. Ówczesny rektor szkoły teatralnej Leon Schiller, będący jednocześnie dyrektorem Teatru Polskiego w Warszawie zaprosił do współpracy najzdolniejszych studentów, właśnie Mariana Łącza i Halinę Dunajską, którzy z tą sceną związali zawodowe życie aż do emerytury.

Tata przez kilka lat łączył teatr ze sportem - wspomina Laura Łącz. - Był jednym z największych talentów w polskim futbolu. Pisano o nim, że "miał prawą nogę, lewą nogę, główkę i kiw". Gdy występował w Teatrze Polskim rozgrywał mecze w Polonii Warszawa. W tym czasie Polonia zdobyła tytuł Mistrza Polski i Puchar Polski. Ojciec kilka razy reprezentował kraj. W sumie rozegrał około 300 meczów. Aż przyszła chwila, w której musiał dokonać wyboru. Po południu grał mecz. Przed stadionem miała czekać taksówka. Nie czekała. Spóźnił się do teatru 20 minut. Po spektaklu dyrektor wezwał go do siebie. - Makuś, piłka czy teatr? I to był jego ostatni mecz.

W Halinie Dunajskiej Marian Łącz, zakochał się już w szkole teatralnej. Miała w sobie coś z księżniczki. Nie do zdobycia. Nie poddawał się. Użył podstępu - mówi Laura. Zaprosił ją i jej koleżankę na mecz. Kiedy zobaczyła, jak strzela gole, a kibice noszą go na rękach - zakochała się. Znajomi i przyjaciele nie wierzyli w trwałość ich związku, tymczasem przeżyli razem ponad 30 lat, aż do śmierci pana Mariana w 1984 roku.

- Byli jak ogień i woda - wspomina pani Laura. - Tata zawsze promienny, wesoły, mama poważna, zasadnicza. On dusza towarzystwa, z ogromnym poczuciem humoru, ona - domatorka. Wcześnie kładła się spać, tata - przeciwnie. Rano budził się jak skowronek, a mama z migreną.

Pani Halina zaraziła męża pasją kolekcjonowania antyków. Kupowała uszkodzoną porcelanę, meble, a pan Marian przywracał im dawny blask. - Miał w piwnicy naszego domu mały warsztacik. Zabawne było to, że mama, osoba niezwykle praktyczna, wszystkie puchary, jakie zdobył ojciec, przerobiła na lampy - śmieje się Laura.

Marian Łącz zmarł nagle na atak serca, 2 sierpnia 1984 roku. Miał zaledwie 63 lata. - Mama po śmierci ojca nie była zainteresowana zamążpójściem, chociaż kandydatów do zamieszkania z nią w pięknej willi na Saskiej Kępie nie brakowało. Koleżanki wciąż ją z kimś swatały. Do śmierci (Halina Dunajska odeszła 3 maja 2015 roku - przyp. red.) była niezwykle piękną kobietą - wspomina pani Laura.

- Z perspektywy czasu myślę, że wszystkiego, co najbardziej wartościowe i ponadczasowo mądre w moim życiu, nauczyła mnie mama. Dbała też o moje wszechstronne wykształcenie. Już w dzieciństwie miałam prywatne lekcje angielskiego i francuskiego. Chodziłam na lekcje tańca, gry na pianinie, pływania, itp, co było wówczas rzadkością. Dla mnie też wykształcenie mojego syna było priorytetem. Fantastycznie zdał maturę. W tym roku skończył prawo.

- Nigdy nie chwalę się żadnymi osiągnięciami mojego syna, przeciwnie - przeważnie na niego narzekam - ale to bardzo zdolny młody człowiek. Nie chciał być aktorem, a ma po ojcu tak piękny mocny głos... - zamyśla się. - Zresztą sama mu odradzałam. W dobie hejtu, cieszę się, że ominęło go wiele przykrości.

O związku Laury Łącz i Krzysztofa Chamca krążyły legendy. Poznali się w teatrze w 1981 roku. Ona miała 22 lata i grała Roksanę w sztuce Rostanda "Cyrano de Bergerac", a 48-letni Chamiec zakochanego w niej Cyrana. Był wtedy u szczytu popularności.

- Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Krzysztof uosabiał wszystkie te cechy, których szukałam w mężczyźnie. Przystojny, pewny siebie, inteligentny. Macho. Silny psychicznie i fizycznie. Nieujarzmiony, skomplikowany. Ani przez moment nie myślałam o dzielącej nas różnicy wieku - mówi Laura.

Pobrali się w 1985 r. Dokładnie w dniu 60. urodzin aktora, 2 lutego 1990 r. urodził się Andrzej. Wszystko było świetnie do sierpnia 2001 roku. Choroba pojawiła się niespodziewanie. - Gdy padła diagnoza - nieoperacyjny rak płuc, wiedział, co to oznacza, na to samo zmarli jego bracia i ojciec. Odszedł 11 października. Byłam kompletnie załamana. Nasz syn miał 11 lat.

Czy dziś w jej życiu jest miejsce na miłość? - Przez te lata był jeden mężczyzna, który mnie zainteresował, ale nie planowaliśmy małżeństwa. Nie szukam nikogo do pary. Lubię spokój, samotność. Dbam o dom i ogród. Jane Fonda, która zawsze mówiła, że lubi mężczyzn i seks oświadczyła niedawno, że "sklepik zamknięty". I u mnie od pewnego czasu sklepik jest zamknięty - śmieje się Laura.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Laura Łącz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy