Leszek Teleszyński: Skandal w imię miłości
Równie wielką batalię o serce ukochanej jak w „Trędowatej” stoczył w życiu prywatnym. Kim była jego wybranka i gdzie ją poznał?
Już w liceum Leszek Teleszyński (71 l.) nie narzekał na brak zainteresowania ze strony koleżanek. Dziewczyny wręcz lgnęły do niego zachwycone jego urodą i niskim uwodzicielskim głosem. Nie inaczej było w krakowskiej szkole teatralnej, ale tu, oprócz rówieśniczek, podkochiwała się w nim też znaczna część kadry profesorskiej.
Przyszły amant PRL-u nic sobie z tego nie robił. Wydawał się bardziej zainteresowany zdobywaniem wiedzy niż przelotnymi miłostkami. Jego znajomi twierdzili, że na namiętne romanse nie pozwalały mu tradycyjne wychowanie, które wyniósł z krakowskiego domu, oraz nieśmiałość. Ale i z tym sobie poradził, gdy z dyplomem w kieszeni trafił do warszawskiego Teatru Polskiego. To tu oczarowała go Irena Szczurowska.
Tematów do rozmów ze starszą od niego o sześć lat blondynką mu nie brakowało. Oboje pracowali w tym samym teatrze, oboje pochodzili z tego samego miasta. Mocniejsza zażyłość między nimi zaczęła się dopiero wtedy, gdy dyrekcja obsadziła ich w spektaklu "Pedra Calderona" w rolach kochanków. Próby jeszcze bardziej ich do siebie zbliżyły.
Nawet nie zauważyli, kiedy przyjaźń przerodziła się w płomienne uczucie. Pikanterii sprawie dodawał fakt, że jego ukochana była wtedy żoną pisarza Jarosława Abramowa-Newerly’ego. Choć Leszek i Irena starali się utrzymywać swój związek w tajemnicy, wkrótce huczała o nim cała Warszawa. Wybuchł skandal.
Literat postanowił osobiście przekonać się, czy w plotkach jest choć ziarno prawdy. Gdy jeden z pracowników teatru zdradził mu kulisy owego romansu, artysta nie tylko w to nie uwierzył, ale też dotkliwie spoliczkował biedaka. Udział w kolejnych przedstawieniach oraz wnikliwe obserwowanie zachowań Ireny i Leszka sprawiły, że nie był już tak pewien swego zdania.
Długo nie dopuszczał myśli, że ukochana mogła go zdradzić, ale w końcu stracił nadzieję, że żona do niego wróci. Rozzłoszczony tym faktem nie dawał za wygraną. Wierzył jednak, że Irena się opamięta i pewnego dnia do niego wróci. By ułatwić jej zadanie, zdecydował, że nie da jej rozwodu.
Niepewność Leszka co do wspólnej przyszłości z Ireną zbiegła się z telefonem od Jerzego Hoffmana. Reżyser zaproponował aktorowi główną rolę w "Trędowatej", głośnym melodramacie wszech czasów. Gdy stolica wrzała od plotek, Teleszyński wiarygodnie grał zakochanego arystokratę, któremu elity odmawiały prawa do miłości.
Gdy mąż Ireny zgodził się na rozwód, Leszek wreszcie odetchnął z ulgą. Wspólnie z ukochaną postanowili nie zwlekać ze ślubem. Ceremonia odbyła się w 1976 r., niemal w tym samym czasie co premiera "Trędowatej".
Melodramat okazał się ogromnym sukcesem, do kin ustawiały się kolejki, a biletów nie można było kupić nawet u "koników". Historia zakochanego arystokraty i guwernantki spodobała się szczególnie paniom, które zasypywały aktora listami z wyznaniami miłosnymi. On jednak na żaden nie odpowiedział, bo znalazł już swoją Stefcię.
Wkrótce Leszek i Irena powitali na świecie upragnioną córkę Karolinę. Niestety, małżeństwo nie wytrzymało próby czasu. Para rozwiodła się. Ona wróciła do rodzinnego Krakowa, poświęcając się dziecku. On znalazł szczęście u boku drugiej żony Joli.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: