Lipnicka i Porter: Co się stało z ich miłością?
Po dziewięciu latach życia we dwoje Anitę Lipnicką (38 l.) i Johna Portera (63 l.) dopadł kryzys. Czy uda się im go przezwyciężyć?
Niedawno pojawił się na rynku 13. album Anity Lipnickiej. Słowa tytułowej piosenki "Kocham, wielbię, żałuję, że nie pragniemy się już" robią wrażenie. Dlaczego artystka zdecydowała się na tak osobiste wyznanie. Czy to sygnał, że jej związek właśnie się wypalił?
Kiedy Anita poznała Johna, była na artystycznym zakręcie. Była wtedy z pewnym Anglikiem, który podsunął jej pomysł, aby skontaktowała się z jego kumplem Johnem Porterem i coś z nim zagrała.
Mężczyzna chyba nie wiedział, co jej właśnie proponuje. Anita spotkała się z Porterem i totalnie się nim zauroczyła.
Rzuciła faceta, ale do muzyka odezwała się dopiero pół roku później. Najpierw była przyjaźń. Zakochanie przyszło w trakcie prac nad wspólną płytą.
Z czasem, gdy pierwsza fascynacja minęła, a na świecie pojawiła się ich córka Pola (7 l.), ich związek zaczął przeżywać kryzys.
Czy przyczyniła się do tego różnica wieku?
"Na pewne rzeczy nie starcza mu już sił albo cierpliwości" - żaliła się Lipnicka.
To piosenkarka odwozi ich córkę do szkoły, odrabia z nią lekcje, zmienia koła na zimowe, kupuje fugę do kafelków. Ciężar obowiązków doskwiera jej coraz bardziej.
"Korzystam z pomocy terapeuty od kilku lat. Potrzebuję tych spotkań, bo wciąż jestem emocjonalnie rozedrgana. Źle sypiam, przy łóżku zawsze stoją krople walerianowe, syropy na uspokojenie" - wyznała.
W trudnych chwilach zdarza jej się nawet myśleć: "Dlaczego związałam się z artystą?".
Jednocześnie podkreśla, że docenia to, co daje jej związek z Porterem.
"Nie zbudujemy już raczej domu nad jeziorem ani nie pojedziemy na koniec świata. Za to możemy rozmawiać ze sobą do rana, pisać piosenki i koncertować" - wylicza te dobre strony.
Tylko czy życie w zawodowej symbiozie nie okaże się nudnym obowiązkiem. Już podczas trasy koncertowej oboje zdecydowali się na "artystyczną separację", czyli oddzielne pokoje hotelowe.