Samozwańcza piosenkarka - Sara May - w swoim nowym wpisie na blogu, przy okazji zachwytów nad własną pracą licencjacką traktującą m.in. o edukacji wokalnej w szkołach ("Dawno nie publikowałam fragmentów mojej pracy licencjackiej. A więc czas najwyższy to uczynić. Sama czytam to z wypiekami na twarzy, bo już minął ponad rok jak to pisałam"), "zahacza" o rodzimy show-biznes. Publikuje fragmenty swoich wypocin, zarzucając w nich - Hannie Stach brak stylu, a Anicie Lipnickiej amatorszczyznę...
"Kiedyś jedna z chórzystek Anity Lipnickiej, dziewczyna, która przez 10 lat uczyła się wokalu w renomowanych szkołach wokalnych, powiedziała mi, że ją to tak boli, że śpiewa w kącie, nawet jej nie widać podczas koncertu, a tu taka ledwo wyciągająca Anita na pierwszym planie".
"Brak stylu to podstawowa tragedia osób po szkołach. Brak swojego sposobu śpiewania - własnego, indywidualnego. Pokorne uczennice z piątkami na świadectwie potrafią wiele. Potrafią śpiewać jak Whitney Houston, nawet lepiej, naśladują identycznie Christine Aguilerę a chłopcy głównie Mietka Szcześniaka. Tylko po co światu kolejna kopia Mietka? Są oczywiście wyjątki od tej reguły i mamy przykłady osób, które ukończyły szkołę i mają swój styl ale trzeba podkreśli, że to nie zasługa szkoły, tylko przypadku (Mietek Szcześniak czy Krystyna Prońko)".
Sara May twierdzi, że pomyłką na polskiej scenie jest bez wątpienia Hanna Stach. Zdaniem May jest ona bezbarwna i pozbawiona indywidualności: "Najbardziej widoczny przykład osoby zaślepionej swoją idolką to Hania Stach, uczestniczka Idola, która wpatrzona w Whitney Houston pisała podobno nawet pracę magisterską na jej temat".
"Dziewczyna do tego stopnia charakteryzuje swój wokal na Whitney, że nie można w niej odnaleźć choćby kszty czegoś własnego. No chyba, że nieudolność naśladownictwa i braki techniczne, które bardziej wyrafinowany odbiorca wyłapie. I wszyscy się dziwią dlaczego ona kariery zrobić nie może. Robi już tyle lat i nic. Odpowiedź jest prosta. Nie jest Hanią Stach tylko hybrydą kogoś innego, marną podróbką Houston. Dlatego to Lipnicka, zwykła amatorka miała większą szansę trafić do serc ludzi czy Wiśniewski, a nawet Mandaryna, bo są szczerzy i naturalni".
"Sztuczność też da się sprzedać pod warunkiem, że popchnie to branża. A tych przypadkach branża milczy i postawiła na inne" - puentuje.
Czy oby na pewno Mandaryna jest taka szczera i naturalna...?! To ewidentny, przemyślany i zaplanowany produkt firmy fonograficznej...