Lucjan Szołajski: Jego głos rozbrzmiewał w każdym polskim domu. Na ulicy ludzie błagali go o jedno!
Przez dziesiątki lat codziennie był gościem w niemal każdym polskim domu. Jego głos słyszeliśmy w ponad 20 tysiącach filmów, seriali i programów telewizyjnych
"Mam na imię Isaura, jestem niewolnicą pańskiego ojca" – mówi Lucelia Santos do okrutnego Leoncia w jednej z pierwszych scen słynnego serialu.
W polskiej wersji językowej brazylijska nastolatka przemawia głosem dorosłego mężczyzny. I nikogo z milionów widzów to nie dziwiło ani nie irytowało.
Trudno o lepszy dowód mistrzostwa Lucjana Szołajskiego, który czytał wszystkie dialogi serialu. Jako lektor potrafił „zniknąć”, zgodnie z zaleceniem: po pierwsze – nie szkodzić filmowi.
"Należy mówić nie za szybko, żeby to nie było terkotanie karabinu maszynowego, ale i nie za wolno, żeby słuchacza nie znużyć, żeby nie zasnął. I rozumiał to, co się mówi" – odsłaniał tajniki swojego warsztatu.
"Każde słowo musi być powiedziane od początku do końca, z taką dykcją, żeby było słychać każdą spółgłoskę i samogłoskę. Trudno, by lektor przeżywał, wczuwał się w każdą z postaci filmu, bo to jest kilkanaście lub kilkadziesiąt osób. Nie wolno mu zastępować interpretacji aktora, który mówi w języku, w którym film nakręcono”.
Przez skromność nie wspominał o talencie. A w branży telewizyjno-filmowej uchodził za wyjątek, „maszynę do czytania”.
Nagrywał po kilkadziesiąt stron tekstu bez pomyłki. Co więcej, podczas czytania wyłapywał na bieżąco i poprawiał błędy i niezręczności językowe tekstu.
Chociaż wszechstronnie wykształcony (studiował na Politechnice Warszawskiej, znał angielski, francuski, rosyjski i esperanto), jako lektor był samoukiem.
Mówił, że jest słuchowcem. Gdy uczył się do egzaminów, najlepiej zapamiętywał te teksty, które sobie na głos przeczytał.
Karierę spikera rozpoczął w Polskim Radiu 1 kwietnia 1956 r. Wkrótce potem zmierzył się z nowym wyzwaniem.
"Poszedłem sam do telewizji i powiedziałem: »Chciałbym na próbę przeczytać jakiś film« – wspominał. – »A czy pan to kiedykolwiek robił?«. »Nie. Jak mogłem robić, skoro wcześniej nie było w Polsce telewizji?«. »To proszę przyjść«. I tak się zaczęło.
Błagali go, by wyjawił, co czeka Isaurę
W latach 50. i 60. programy nadawano na żywo. Pomyłki były karane. Nie każdy wytrzymywał stres. Wspominał koleżankę, która w programie o juncie greckich pułkowników zamiast „gestapo greckie”, przejęzyczyła się i powiedziała „gestapo radzieckie”.
Natychmiast zwolniono ją i jeszcze obciążono ogromną grzywną. On unikał wpadek. A każdą zapamiętałyby miliony widzów, zwłaszcza w epoce „Isaury”.
Lucjan Szołajski wspominał, że spotkani na ulicy ludzie gorączkowo wypytywali go, co ją czeka w następnym odcinku.
A on nie miał pojęcia, bo zwykle poznawał tekst i treść odcinka na nagraniu.
Przez wiele lat godził pracę w radiu i telewizji. Przez 4 lata był lektorem Polskiej Kroniki Filmowej. Konsekwentnie stronił od polityki.
Kiedy przełożeni chcieli, by wstąpił do partii, niezmiennie odpowiadał, że nie czuje się godny takiego zaszczytu i nie sprosta zadaniom, które z tego wynikają.
Na początku lat 90. odszedł z radia. Za to zajął się nagrywaniem tekstów do filmów na kasetach.
W telewizji pracował, dopóki siły mu pozwalały. Filmowe pasje przekazał synowi Konradowi, znanemu dziś reżyserowi.
Zmarł 4 czerwca 2013 r. w wieku 83 lat.
***