Lucyna Malec o życiu z niepełnosprawną córką
23-letnia Zosia, córka Lucyny Malec, urodziła się z porażeniem mózgowym. Aktorka została z tym sama. Mąż odszedł, a ona musiała "wziąć się w garść" i całe życie podporządkować choremu dziecku. Nie wiedziała, jak opiekować się córką. Dodatkowo z chorobą zmagała się jej mama. Zawsze mogła jednak liczyć na wsparcie, pomoc i zrozumienie ze strony kochanego taty. Niestety, zmarł on w maju 2020 roku.
Dzisiaj aktorka jest świetnie zorganizowana: pracuje zawodowo, zajmuje się córką, medytuje, ćwiczy. Kiedy przeleciało te ponad 20 lat? Nie wie... Wstaje wcześnie rano, przygotowuje Zosię do szkoły i zawozi na drugi koniec miasta. Gdy potrzebuje pomocy, prosi zaprzyjaźnionych rodziców innych dzieci.
Córka to dla mnie wciąż trudny temat do rozmowy - mówi w wywiadzie dla "Dobrego Tygodnia".
Jej rozwój jest, jaki jest. Chciałabym, żeby mnie czymś zaskoczyła, ale życie z osobą niepełnosprawną nie jest usłane różami, tych przeszkód pojawia się bardzo dużo, szczególnie w naszym kraju. No, ale nie z takimi wyzwaniami zmagają się rodzice pociech o szczególnych potrzebach. Zosia jeszcze jakoś funkcjonuje, mogę ją zabrać ze sobą do teatru albo na dubbing. Tak więc towarzyszy mi w awaryjnych sytuacjach. A wiem, że są ludzie, którzy nie mogą wziąć swoich dzieci ze sobą, i nie mają żadnego wsparcia w nikim. Nie użalam się nad sobą, bo co by to dało...?

Lucyna Malec: zawsze patrz na jasną stronę życia
Lucyna Malec nie wie, co stanie się z Zosią, gdy jej zabraknie czy organizm odmówi posłuszeństwa. Nie chce oddawać jej do ośrodka. Z każdym rokiem czuje się jednak coraz słabsza.
Nie ukrywam, trochę się boję, bo tej siły fizycznej mam już coraz mniej, podobnie jest z cierpliwością. Ale to przecież normalne, że z wiekiem nie będzie ich przybywać. (...) A ja jestem chyba tak skonstruowana, że staram się być odpowiedzialna. I za swoje życie, i za życie Zosi. Samotne macierzyństwo też nie jest łatwe. Ale ten problem dotyczy wielu kobiet na świecie, nie tylko mnie. Po prostu tak już jest, że związki czasem się rozpadają. I to jest zupełnie normalne, bo czasem lepiej się rozstać niż tkwić w relacji, która nie daje nam szczęścia - tłumaczy.
Aktorkę ratuje fakt, że z natury jest osobą pogodną, zawsze stara się widzieć szklankę do połowy pełną i doceniać proste, codzienne sprawy, takie jak piękna pogoda czy życzliwość ludzka.
Właśnie na tym życie polega. Trzeba się cieszyć urodą otaczającego nas świata. No i ja to właśnie robię. Jestem też zadowolona z tego, że mam fajną pracę, w fajnym miejscu. Moim mottem, już od dawna zresztą, są słowa z piosenki Monty Pythona: zawsze patrz na jasną stronę życia.
Zobacz też:
Lucyna Malec miała myśli samobójcze
Śmierć Durczoka. Jest informacja szpitala

Więcej newsów o gwiazdach, ekskluzywne materiały wideo, wywiady i kulisy najgorętszych imprez znajdziecie na naszym INSTAGRAMIE Pomponik.pl