Lucyna Malec w żałobie. Co za tragedia
Odszedł jedyny mężczyzna, na jakim nigdy się nie zawiodła. Jej ukochany tata zmarł w maju 2020 roku i do tej pory aktorka nie może się z tym pogodzić . To on był pocieszycielem i podporą dla Lucyny Malec w wielu trudnych chwilach, a tych w jej życiu nie brakowało.
"Ojciec zawsze powtarzał, że lepsza jest najgorsza prawda niż najpiękniejsze kłamstwo" - mówiła wielokrotnie, pytana o wartości, jakie wyniosła z rodzinnego domu.
Lucyna Malec (53 l.) pamięta tylko jeden moment, gdy jej tata tę zasadę złamał.
Na prośbę żony nie powiedział aktorce, że jej matka jest umierająca. Artystka grała wtedy w serialu "Bulionerzy".
"Mama chciała, żebym spokojnie dokończyła ten serial. Skończyłam i umarła" - wyznała.
Był 21 sierpnia 2004 roku. Dokładnie 6 lat wcześniej rozegrała się inna tragedia. Po trudnym porodzie na świat przyszła jej córka Zosia, dziś 22-letnia dziewczyna.
Podczas pierwszej nocy dostała drgawek, przestała oddychać, musiała zostać zaintubowana. W jednej chwili Lucyna straciła swoje marzenia, a także męża.
Jej małżeństwo nie wytrzymało bowiem próby, jaką jest wychowanie chorego na porażenie mózgowe dziecka. Od tamtej pory musiała sobie radzić sama. Przez lata dzielnie walczyła z wszystkimi przeciwnościami, aby zapewnić dziewczynce jak najlepszą opiekę i rehabilitację, która wspomoże jej rozwój.
Jednak były dni, gdy i ona potrzebowała pocieszenia, rozmowy.
"Czasem dobrze jest sobie popłakać, a innym razem choćby zobaczyć się z bliskimi" - mówiła. - "Jestem sama, ale jakoś sobie radzę, pomagają mi siostry, ich mężowie, tata daje mi wsparcie na odległość".
To właśnie do ukochanego ojca mogła zadzwonić, gdy było jej źle.
Przyjeżdżała też do niego wraz z Zosią do Bielska-Białej, gdzie mieszkał, by odpocząć i nabrać dystansu.
Te spotkania dodawały jej siły do dalszej walki. Niestety, w maju, miesiąc po swoich 80. urodzinach, pan Gabriel zmarł. Był jej podporą i mężczyzną życia.
***
Zobacz więcej materiałów wideo: