Ludmiła Jakubczak: Była u progu wielkiej kariery... Miała niespełna 23 lata, gdy zdarzył się tragiczny wypadek!
Tuż przed śmiercią otrzymała nagrodę za interpretację piosenki na międzynarodowym festiwalu w Sopocie i nagrała pierwszą płytę. Jej piosenki „Gdy mi ciebie zabraknie” i „Szeptem” nucili wszyscy Polacy! 5 listopada minęło 49 lat od chwili, gdy doszło do wypadku, w którym – 3 dni przez swymi 23. urodzinami - zginęła Ludmiła Jakubczak.
O wypadku, w którym zginęła Ludmiła Jakubczak, w listopadzie 1961 roku mówiła cała Polska. Śmierć bardzo młodej wokalistki wstrząsnęła wszystkimi miłośnikami jej wielkiego talentu i niebanalnej urody.
Kilka miesięcy wcześniej jej szlagier "Gdy mi ciebie zabraknie" wybrany został najpopularniejszą polską piosenką powojenną...
Wróżono jej wielką karierę. Niestety, miała zaledwie 23 lata (zginęła 3 dni przed 23. urodzinami), gdy samochód, którym wracała z Łodzi z nagrania programu "Muzyka lekka, łatwa i przyjemna", wpadł w poślizg i uderzył w drzewo.
Zmarła na skutek złamania podstawy czaszki w drodze do szpitala. Jej siedzący wówczas za kierownicą mąż i menadżer, Jerzy Abratowski, wyszedł z kraksy bez żadnego poważnego urazu. Nic nie stało się też Irenie Santor, która siedziała z tyłu auta...
Ludmiła Jakubczak urodziła się rok przed wybuchem II wojny światowej w Tokio. Dzieciństwo spędziła na Ukrainie, a do Polski przeniosła się z rodzicami dopiero na początku lat 50. ubiegłego stulecia.
Bardzo chciała zostać baletnicą, ale legendarna śpiewaczka operowa Wanda Wermińska, do której trafiła na lekcje śpiewu, przekonała ją, by porzuciła marzenia o tańcu i poświęciła cały czas doskonaleniu swego głosu.
To właśnie Wermińska w 1958 roku namówiła 20-letnią wówczas Ludmiłę, by wzięła udział w konkursie dla piosenkarzy amatorów organizowanym przez Polskie Radio.
Dziewczyna po prostu rzuciła jurorów na kolana. Nikt nie miał wątpliwości, że oto w Polsce narodziła się gwiazda światowego formatu...
O Ludmiłę bardzo szybko upomniały się Stołeczna Estrada i Warszawski Teatr Piosenki. Zaproponowano jej, by podczas widowiska w hotelu Bristol zaśpiewała "Alabamę".
Na widowni był akurat Jerzy Abratowski. Kompozytor zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Zaoferował Ludmile Jakubczak swoje piosenki i swoje... serce. Wkrótce potem został jej menadżerem i mężem.
Jerzy Abratowski do końca życia (zmarł w 1989 roku w Los Angeles trafiony kulą wystrzeloną przez bandytę rabującego bank, w którym akurat załatwiał jakieś swoje sprawy) obwiniał się o śmierć ukochanej żony.
Był pewien, że gdyby zrezygnował z powrotu do domu od razu po nagraniach telewizyjnego show i został w Łodzi do rana, nic złego by się nie stało. Nigdy sobie nie wybaczył, że postanowił wracać w nocy, mimo fatalnej pogody...
Po śmierci Ludmiły Jakubczak wiele osób uważało, że Abratowski specjalnie spowodował wypadek, bo chciał pozbyć się żony i związać z... Ireną Santor. Posądzano ich o romans.
Kompozytor nie wytrzymał presji i tego, że ludzie widzą w nim mordercę. Pod koniec lat 60. wyjechał z Polski i resztę życia spędził w Ameryce. Choć ożenił się po raz drugi i doczekał syna, nigdy nie zapomniał o swojej Lusi.
Irena Santor co rok - 5 listopada, czyli w rocznicę śmierci Ludmiły Jakubczak - odwiedza grób koleżanki na Starych Powązkach w Warszawie.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: