Magda Gessler nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Musiała zainterweniować
Magda Gessler od 14 lat przemierza Polskę w poszukiwaniu lokali gastronomicznych potrzebujących wsparcia. O tym, że "Kuchenne rewolucje" w długofalowej perspektywie nie zawsze przynoszą korzyści, wiadomo nie od dziś. Niemniej jednak program wciąż cieszy się dużym zainteresowaniem. W ostatnim odcinku miała miejsce bardzo nietypowa sytuacja. Magda Gessler dawno nie była w takim szoku.
W ostatnim odcinku "Kuchennych rewolucji" Magda Gessler przyszła z pomocą lokalowi "Czarny Domek". Restauratorkę zaskoczył nie tylko brak klientów, ale także podejście właściciela biznesu. Pan Maciej jest programistą i starał się przełożyć swoje umiejętności informatyczne na prowadzenie lokalu gastronomicznego.
"Do tej pory myślałem, że bez problemu dam sobie radę w gastronomii, bo porównywałem ją do wzorów algorytmicznych" - powiedział.
Magda Gessler była dość mocno zszokowana tymi słowami.
Zaraz potem okazało się, że pierogi, które oferowała knajpa były kupne, a kucharki nie potrafiły przygotować sosu winegret, gdyż dotąd robiły go... z proszku.
To jednak nie był koniec niespodzianek w "Czarnym Domku". Nagle okazało się, że z powodu braków w personelu, kelnerki awansowały na szefowe kuchni. W przyrządzaniu posiłków pomagała im reszta personelu, w tym managerka czy dostawca. Kobiety jednak niekoniecznie miały doświadczenie i umiejętności, by zajmować się i takimi obowiązkami.
"Gdzie kelnerek sześć, tam nie ma co jeść" - podsumowała załamana Magda Gessler.
Gwiazda TVN-u wzięła się więc do przeprowadzania rewolucji. Zmieniła nie tylko menu, ale także wystrój knajpy oraz jej nazwę. "Czarny Domek" stał się więc lokalem o dość oryginalnej nazwie "Bar De Żur".
To jednak nie wystarczyło. Magda Gessler musiała zainterweniować jeszcze w jednym obszarze. Restauratorka wielokrotnie udowadniała już, że ma znakomite podejście nie tylko do gastronomii, ale także do ludzi. W tym przypadku rozmowa z właścicielem okazała się kluczowa.
"Największą porażką restauracji są tacy ludzie jak ty. Są kalkulacje, są cost foody, a nie ma jedzenia. Jest kurczak sprowadzany z Chin, [...], wyhodowany nie wiadomo czym, po to byś miał biznes plan zamknięty" - stwierdziła jednoznacznie.
Właściciel lokalu przyznał Magdzie Gessler rację. Dodał także, że wie, iż nie powinien robić zbyt wielu rzeczy naraz. Restauratorka postanowiła przemówić panu Maciejowi do rozumu i nakłonić do zmiany podejścia do pracy. Przy okazji zdradziła, jak osiągnąć sukces w gastronomii:
"Kochać. To nie programowanie, to nie matematyka - to uczucia. To jest zawód, który się kocha" - podsumowała dumnie.
Zobacz też:
Gessler jest przekonana, że może pomóc restauratorom nie tylko w Polsce
Magda Gessler nie mogła wyjść ze zdziwienia. Od początku nie wyglądało to dobrze
Magda Gessler zaskoczyła ceną za rogale marcińskie. Rodziny zostawiają tutaj ogromne sumy