Magda Welc buduje rodzicom dom
W finale programu "Mam talent" wystąpiła jako ostatnia. W dodatku z niewyleczonym przeziębieniem. Wystarczyło jednak, że wyśpiewała pierwsze linijki "Kocham cię życie" Edyty Geppert, a publiczność przeszedł dreszcz.
Głos 12-latki zaczarował nie tylko widownię, ale także widzów przed telewizorami. Płakali ze wzruszenia i wysyłali SMS-y na szczuplutką, skromną dziewczynkę z podlubelskiej Niedrzwicy Dużej. Wygrała 300 tysięcy złotych i będzie mogła spełnić marzenie o budowie większego domu dla całej rodziny.
Drogę do sukcesu rozpoczęła w tajemnicy przed rodzicami. Spodziewała się, że będą jej suszyć głowę, mówić, że jest za młoda, że to wariacki pomysł...
- Byłam w szoku, gdy zadzwoniono z informacją, że córka ma się zgłosić na eliminacje do Lublina - wspomina Barbara Welc, mama Magdy.
- Zapytałam: "I co teraz, Magdusiu?". "Jak to co?! Musisz ze mną pojechać!" - odpowiedziała.
Podróż do Gdańska trwała siedem godzin. Emocje, trema i... wspaniałe przyjęcie. Owacja na stojąco, ciepłe słowa jurorów.
- Zanim weszłam na scenę, skrytykowano tyle osób, że cała drżałam. Przedstawiłam się i stoję jak wryta. Zaczęłam więc śpiewać. Po pierwszej linijce usłyszałam brawa i wszystko odpuściło. Potem bałam się już tylko, co powie Kuba Wojewódzki - opowiada Magda Welc.
Usłyszała, że program ma sens dzięki niej. Po wysłuchaniu werdyktu rozpłakała się. Ale najpierw śpiewająco przeszła przez półfinał i razem z dziewiątką innych uczestników programu awansowała do finału. Pokonała wszystkich. Ze sceny zeszła z wielką radością w sercu i czekiem na 300 tysięcy złotych w ręku.
Część internautów skrytykowała Magdę, a przede wszystkim jej rodziców. Za to, że nie ma własnych marzeń, że za pieniądze z wygranej chce wybudować rodzinie dom. Dziś wiemy, że to nie był chwyt "pod publiczkę".
Magda z rodzicami i dwiema siostrami mieszka w dwóch małych pokoikach. W domu jest czyściutko, miło i przytulnie, ale dla pięciorga osób to naprawdę skromne warunki.
"Życiu na Gorąco" zwyciężczyni "Mam talent" wyznała, że o dużym domu marzyła jeszcze, zanim trafiła do programu. Po kim odziedziczyła muzyczną pasję?
- Może po mnie? Lubię śpiewać - śmieje się mama Magdy, pani Barbara. Śpiewają też jej starsze córki, 19-letnia Marcjanna i 15-letnia Monika. Ale najbardziej przebojowa jest najmłodsza z Welców. - Zawsze chciałam to robić. I śpiewam, kiedy tylko mogę - mówi. - Kiedy nie może, też śpiewa - dodaje jej mama.
Budowę domu Welcowie planują na wiosnę. - Chciałabym, żeby każdy miał swój pokój. A mój był gdzieś na boku, żeby nikomu nie przeszkadzał śpiew. Bo ja mogę śpiewać 24 godziny na dobę! - żartuje młoda gwiazda. Z jej pokoju musi być wyjście na ogród. Bo ogrodnictwo to jej druga wielka miłość. Godziny potrafi spędzać na pielęgnacji kwiatów doniczkowych, na rozmowach z nimi, podziwianiu ich urody.
Barbara Welc przysłuchuje się swojej córce, uśmiecha się i kiwa głową. Razem z mężem Lucjanem nieraz zastanawiali się, skąd tyle energii u najmłodszej latorośli. Magda nie tylko śpiewa, ale także chodzi z tatą na "Orlika", gra w piłkę zdzierając do krwi kolana.
Tata jest z niej dumny i nie pamięta już, że chciał mieć syna. Zarówno on, jak i jego małżonka nigdy nie zapomną nerwów po pewnej wizycie kontrolnej u lekarza...
- Byłam w ciąży z Magdusią. Lekarz kazał mi wybierać: albo ja, albo dziecko. Straszył, że nie przeżyję porodu - wspomina pani Barbara. Nawet przez moment się nie zastanawiała. I nic się złego nie wydarzyło. Magda przyszła na świat cała i zdrowa.
- Może dlatego ma taki apetyt na życie. Wszędzie jej pełno - pani Basia przytula córkę. - Ale, niestety, jest też pyskata - dodaje. Magda nie zastanawia się długo i ripostuje: - To po tobie, mamo! - i znowu obie się śmieją.
Agnieszka Chylińska, jurorka "Mam talent", po finałowym występie Magdy powiedziała, że zajdzie ona w życiu bardzo daleko. I pewnie miała rację. 12-latka ma wszelkie cechy, by stać się w przyszłości wielką gwiazdą. Ogromny talent, wyjątkowa pracowitość i szacunek dla autorytetów to tylko początek długiej listy jej zalet.
Nasza wizyta w małym domku w Niedrzwicy powoli się kończy. Następnego dnia, wcześnie rano, Magda wyjeżdża do Łodzi na koncert. Po drodze musi też "wpaść" do Szymona Majewskiego na jego show. W Sylwestra - na specjalne zaproszenie samego Jerzego Maksymiuka - zaśpiewa w Filharmonii Narodowej. A między występami normalne życie. Szkoła, nauka i pomoc w domu.
- Normalne życie, bo przecież z powodu tego jednego sukcesu nic się nie zmieniło - mówi. - Nadal jestem tą samą Magdą.
ZP
(nr 49)