Reklama
Reklama

Magdalena Piekorz o swojej chorobie: Lekarze wysyłali mnie do psychiatry. Ból był nie do wytrzymania

Reżyserka Magdalena Piekorz (43 l.), twórczyni takich filmów jak "Pręgi" czy "Senność", na łamach "Wysokich Obcasów" opowiedziała o swoich zmaganiach z boreliozą.

Wszystko zaczęła się na początku 2015 roku. Wracając z festiwalu we Wrześni, zrobiła sobie przystanek w Poznaniu. Był luty, miała na sobie zbyt lekkie ubranie, przemarzła. Początkowe objawy wskazywały na grypę. W ciągu kilku dni ból twarzy i głowy stał się jednak tak silny, że "wyłączył ją z normalnego życia".

Tak rozpoczęła się jej niekończąca "przygoda" ze służbą zdrowia. Lekarze kazali usunąć jej ósemki, proponowali operację przegrody nosowej. Zaczęły się bóle kończyn, pleców, klatki piersiowej. Piekorz przewinęła się przez kilka oddziałów, badania jednak nie wykazywały nic niepokojącego. W końcu lekarze zaczęli sugerować... chorobę psychiczną. Kiedy ból stawów był już tak silny, że nie była w stanie utrzymać długopisu w dłoni, lekarze zaproponowali operację ręki. Nie zgodziła się.

Reklama

"Tymczasem borelioza zaatakowała mi centralny układ nerwowy, przekształcając się w neuroboreliozę. Miałam potworne bóle nerwów, w tym m.in. nerwu trójdzielnego twarzy, które są nie do wytrzymania" - opowiada reżyserka na łamach "Wysokich Obcasów".

Trafną diagnozę postawiła jej dopiero... koleżanka, z którą leżała na oddziale, i która przeszła coś podobnego.

Zaczęto leczyć ją kilkoma silnymi antybiotykami naraz. Niestety, leczenie metodą ILADS nie przynosiło pożądanych efektów. "Układ odpornościowy, który został wcześniej osłabiony przemęczeniem i operacją, stracił zdolność do oczyszczania się i wydalania toksyn. Doszło do tego, że nie mogłam się ruszyć z łóżka, wymiotowałam, drżało mi całe ciało" - mówi Piekorz.

W końcu trafiła do lekarza, który kazał odstawić antybiotyki i zaczął leczyć... generatorem plazmowym, którego działanie polega na stosowaniu fal elektromagnetycznych niszczących bakterie. Reżyserka uważa, że dopiero ta metoda okazała się skuteczna.

Obecnie opiekują się nią dwie fundacje, które finansują leczenie: Fundacja im. Darii Trafankowskiej oraz Fundacja Anny Dymnej. W lutym odbędzie się koncert i aukcja w Filharmonii Krakowskiej, z której dochód przeznaczony zostanie na leczenie reżyserki.

Magdalena Piekorz liczy, że jej słowa wywołają dyskusję, a lekarze w końcu zaczną poważnie traktować tę chorobę.

"Nie chcę nikogo obrażać ani wywoływać psychozy, chcę tylko, żeby lekarze w Polsce w końcu zaczęli tę chorobę traktować poważnie i szukać sposobów na jej leczenie, zamiast w kółko powtarzać jak mantrę, że chorzy na boreliozę to hipochondrycy, histerycy albo osoby zaburzone psychiczne, a lekarze, którzy decydują się na to, żeby ich leczyć, są 'szarlatanami' albo 'naciągaczami'" - mówi Piekorz.

Ukąszenie kleszcz w jej przypadku nastąpiło dziesięć lat temu podczas spaceru z psem. Lekarz stwierdził wówczas, że skoro nie wystąpił rumień, nie ma boreliozy.

***

Zobacz więcej materiałów:

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy