Magdalena Stam-Simmons była gwiazdą "Klanu", ale zrezygnowała z kariery. Przeżyła ogromną tragedię
Magdalena Stam-Simmons, która przez 8 lat grała Zytę w „Klanie”, jakiś czas temu zniknęła z show biznesu. Powód? Na początku 2018 roku pochowała malutkiego synka. Od tamtej pory przyjęła tylko jedną niewielką rolę...
Zyta, w którą Magdalena Stam-Simmons wcielała się w latach 2009-2017, była jedną z najbardziej lubianych przez telewidzów bohaterek "Klanu". Gdy aktorka ogłosiła, że żegna się ze swoją rolą, nie kryła, że robi to z bólem serca, ale po prostu nie ma innego wyjścia.
"Potrzebuję więcej czasu dla siebie, bo... spodziewam się dziecka. Poza tym mąż czeka na mnie w Kalifornii" - wyznała "Twojemu Imperium".
Magda miała 31 lat, gdy zdecydowała się wyjść za pochodzącego z Kanady, a pracującego w Chinach i Stanach Zjednoczonych inżyniera Jasona Simmonsa. Byli parą już od dawna, ale marzyli o założeniu "prawdziwej" rodziny, o domu i dzieciach.
Wkrótce po ślubie, który odbył się w Kościanie, rodzinnym mieście aktorki, nowożeńcy wyjechali w długą podróż za ocean. Magdalena Stam-Simmons wróciła z niej sama. Okazało się, że jej ukochany dostał świetną pracę w Kalifornii i wspólnie podjęli decyzję, że przez pewien czas będą małżeństwem na odległość.
Gwiazda "Klanu" kilka lat żyła na walizkach, dzieląc swój czas między Stany a Polskę. W pewnym momencie Warszawie trzymał ją już tylko kontrakt z producentami telenoweli TVP. Gdy spełniło się jej wielkie marzenie i zaszła w ciążę, uznała, że musi odejść z serialu.
Wkrótce po swym ostatnim dniu zdjęciowym na planie "Klanu" (w roli Zyty zastąpiła ją Aleksandra Woźniak) Magdalena Stam-Simmons dołączyła do mieszkającego w Kalifornii męża, by u jego boku oczekiwać narodzin syna.
Nic nie wskazywało na to, że spotka ją niewyobrażalna tragedia.
Magdalena nie najlepiej czuła się, będąc w stanie błogosławionym. Samuela urodziła kilka tygodni przed wyznaczonym terminem. Niestety, nie było jej dane nacieszyć się macierzyństwem.
"Nasz synek Samuelek urodził się za wcześnie. Przeżył 5 dni" - napisała na początku lutego 2018 roku na Facebooku.
Aktorka przez kilkanaście miesięcy dochodziła do siebie po gehennie, jaką przeżyła po stracie dziecka. Zawiesiła aktywność w mediach społecznościowych, nie odpowiadała na wiadomości...
Mąż zadbał, by niczego jej nie brakowało, razem jeździli po świecie, odwiedzali znajomych mieszkających w Meksyku, próbowali zapomnieć o tym, co ich spotkało.
Na początku marca 2019 roku Magdalena Stam-Simmons niespodziewanie zawitała do Warszawy i pojawiła się uroczystej premierze filmu "Ciemno, prawie noc". Okazało się, że przyleciała do kraju, bo dostała propozycję zagrania gościnnej roli w jednym z odcinków "Ojca Mateusza".
Kilka dni później wróciła do domu na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych.
"Moim priorytetem jest miłość i rodzina. A kariera? Ja chcę mieć w życiu cały pakiet! Czyli mężczyznę, którego kocham, i pracę oraz pasje, bez których raczej nie potrafiłabym funkcjonować" - wyznała "Tele Tygodniowi" tuż przed wylotem do Ameryki.
Jak wynika ze zdjęć, które znaleźć można na Instagramie Magdaleny, aktorka regularnie odwiedza Polskę, ale swoje "miejsce na ziemi" znalazła w Kalifornii. W październiku 2019 roku jej rodzina powiększyła się o uroczą Stellę - małą, białą suczkę, która nie odstępuje swej pani nawet na krok.
Wszystko wskazuje na to, że Magdalena Stam-Simmons nie tęskni za pracą i, przynajmniej na razie, nie ma w planach powrotu do aktorstwa.
Czy kiedyś jeszcze zobaczymy ją na ekranie?
Zobacz też:
Naruszewicz grała jedną z kluczowych postaci w "Klanie". Co robi dziś?