Magdalena Stępień znowu wspomina śmierć synka. „Ludzie nie ułatwiają”
Magdalena Stępień (28 l.) 4 miesiące temu straciła jedynego synka. Wcześniej przez ponad pół roku walczyła o jego życie. Z ogromną tragedią, jaka ją spotkała, Stępień radzi sobie, jak umie. Jak przyznaje, nie każdy rozumie jej potrzebę rozpamiętywania tego, co się stało. Jak wyznała Magda, bywa posądzana o bardzo brzydkie intencje.
Magdalena Stępień pod koniec lipca poinformowała, że trwająca ponad pół roku walka o życie małego Oliwiera dobiegła końca. Maluszek odszedł kilka dni po swoich pierwszych urodzinach, w izraelskiej klinice. Jak wyjaśniała modelka w podcaście „Tak Mamy!”, jest to placówka specjalizująca się w przypadkach takich, jak Oliwiera, jednak rak wątroby, który wykryto w jego małym ciałku na początku tego roku, okazał się zbyt agresywny, by dało się go powstrzymać.
Przed dwa pierwsze miesiące po śmierci dziecka, Stępień milczała. Usunęła się nawet z Instagrama. Potem jednak uznała, że publiczne mówienie o tragedii ma w jej przypadku działanie terapeutyczne. Jak wyznała w programie „Miasto Kobiet” , wiele osób tego nie rozumie:
"Ta historia u mnie jest też trudna, bo mierzę się z ogromną ilością ludzi, którzy wspierają mnie, ale też hejtują i nie ułatwiają mi przejścia tej żałoby. Ja też odnajduję spokój i wiarę w dalszą drogę wśród ludzi takich jak pani Krysia, tych ludzi, którzy również stracili dziecko i jak oni sobie radzili. Mi to pomaga i chciałabym być wsparciem dla tych ludzi, jak już ja się pozbieram (...). Ten temat jest tematem tabu. Ludzie się boją tego".
Okres okołoświąteczny jest dla Magdy wyjątkowo ciężki, bo wspomnienia w ubiegłrocznych świąt z synkiem są nadal świeże. Jak wyznała Magda, trudno uwierzyć, że tragedia wydarzyła się tak szybko:
"Minęły dopiero 4 miesiące, jak Oliwierek odszedł. Ten proces jest równie ciężki. Ja doświadczyłam tylko roku z Oliwierkiem, ale dla mnie jest to wielka trauma, wielka tragedia, o której jest ciężko mówić publicznie, bo Oliwierek był synkiem znanego piłkarza, jak wszyscy wiemy, więc ta sytuacja też mnie dotyczy. To wszystko było bardzo medialne. Oliwier również miał bardzo rzadkiego raka, który do tej pory nie jest odkryty, nie jest odkryte lekarstwo na tę mutację".
Magdalena Stępień w każdym wywiadzie podkreśla, że mówi o śmierci synka, bo po pierwsze to jej pomaga, a po drugie – ze względu na wszystkich rodziców, którzy doświadczyli podobnej traumy, lecz zostali z nią sami, niezrozumieni i niewysłuchani. Jednak wiele osób odbiera jej szczerość jako lansowanie się na tragedii. Jak ujawnia z goryczą Magda:
"Teraz cokolwiek ja nie osiągnę, jakiegokolwiek sukcesu, to wszystko będzie, że dzięki śmierci Oliwiera mamusia się wybiła. To wszystko było trochę za dużo jak na jedne ramiona. Rozstanie, narodziny dziecka, choroba dziecka i śmierć dziecka. Chciałabym, żeby o tej historii było głośno, bo wiem, że gdzieś będą jeszcze jakieś kobiety, które może doświadczą czegoś takiego (...). Nie jestem „Iron Woman”, nie jestem kobietą ze stali. Jak mi brak siły, to się modlę. Jak mi się Oliwier śni, to a drugi dzień mam energię. Oliwier mi daje powera do działania".
Zobacz też:
Magdalena Stępień drży na samą myśl o świętach. Smutne wyznanie: "Nie wiem, jak to udźwignę"
Szokujące wyznanie Magdaleny Stępień: „Ludzie uważają, że powinnam się zabić”
Oburzenie w sieci po ślubie Jakuba Rzeźniczaka. "Ani wstydu, ani moralności"