"Mago był pretekstem, żeby się nas pozbyć". Gorzkie słowa Antoniego Gucwińskiego
Nasz tekst o Hannie i Antonim Gucwińskich, którzy 15 lat temu zostali wyrzuceni z wrocławskiego ogrodu zoologicznego, wywołał lawinę waszych komentarzy i sprowokował mnóstwo pytań o niedźwiedzia, nad którym rzekomo się znęcali. Oto historia Mago, który zniszczył życie i karierę dyrektorów najsłynniejszego polskiego zoo...
Niedźwiedź Mago trafił do kierowanego przez Hannę i Antoniego Gucwińskich zoo dokładnie 30 lat temu. W 1991 roku przyjechał do Wrocławia, bo w Tatrach, gdzie żył z matką Magdą i siostrą Manią, groziło mu... odstrzelenie.
Matka misia - by zdobyć pożywienie dla siebie i swoich pociech - zaczęła po prostu odwiedzać domostwa ludzi i coraz częściej spacerować po mieście, co nie podobało się mieszkańcom i turystom.
Poszukiwania ogrodu, który zgodziłby się przyjąć Mago i jego najbliższych, trwało kilka miesięcy. Tylko państwo Gucwińscy zdecydowali się dać schronienie niedźwiedziej rodzinie. Niedźwiedzica Magda niemal natychmiast przeskoczyła ogrodzenie wybiegu... Nie przeżyła zastrzyku usypiającego.
Mago z kolei okazał się bardzo niegrzecznym misiem! Regularnie gwałcił swoją siostrę Manię i doczekał się z nią aż trójki potomków. Antoni Gucwiński, by nie kastrować zwierzęcia i jednocześnie nie dopuścić do kolejnych kazirodczych wybryków niedźwiedzia na wybiegu, zamknął go w końcu w osobnym boksie.
Sześć lat po zamieszkaniu we wrocławskim zoo Mago - już jako ojciec Karo, Kiry i Kory - trafił do betonowego bunkra ukrytego gdzieś na tyłach ogrodu. Spędził tu prawie dziesięć lat, czekając, aż włodarze Wrocławia wygospodarują środki na remont jego nowego lokum! Nie doczekał się...
"Gdyby mieszkał na wybiegu, mógłby uciec. Widziałem, co niedźwiedź może zrobić z człowiekiem... A Mago był wyjątkowo groźny. Raz zaatakował pracownika. Była okazja, żeby się go pozbyć, ale nie chcieliśmy go skazywać na śmierć" - tłumaczył Antoni Gucwiński, gdy Fundacja Viva! oskarżyła go o znęcanie się nad misiem.
Prokuratura badająca sprawę nie dopatrzyła się w działaniu dyrektora zoo przestępstwa i sprawę umorzyła. Fundacja Viva! skorzystała z prawa wniesienia sprawy z oskarżenia prywatnego, ale... przegrała. Zarówno sąd rejonowy, jak i okręgowy uniewinniły Antoniego Gucwińskiemu. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który skasował poprzednie wyroki i polecił zbadać sprawę ponownie.
W końcu - 10 stycznia 2011 roku - Sąd Rejonowy dla Wrocławia Śródmieście uznał, że Antoni Gucwiński jest jednak winny znęcania się nad Mago, ale odstąpił od wymierzania kary. Dyrektor musiał tylko zapłacić tysiąc złotych na rzecz Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Tymczasem Antoni Gucwiński i jego żona zostali zwolnieni z pracy.
Ich następca na stanowisku dyrektora zdecydował się uwolnić Mago i po zabiegu podwiązania mu nasieniowodów wypuścił go na wybieg, na którym żyły jego siostra i córki. Mago w ciągu tygodnia zdemolował cały wybieg. W końcu przyzwyczaił się do nowych warunków...
Jesienią 2014 roku u Mago zaczęły występować objawy świadczące, że jego organizm zaatakował nowotwór. Stawał się coraz słabszy, nie chciał jeść... W kwietniu 2015 roku na oficjalnej stronie Miejskiego Ogrodu Zoologicznego we Wrocławiu pojawiła się informacja o śmierci niedźwiedzia.
"Mago był tylko pretekstem, żeby się nas pozbyć" - twierdzi dziś Antoni Gucwiński, dodając, że powody zwolnienia go i jego żony z pracy były zupełnie inne.