Małgorzata Braunek odeszła przeszło dwa lata temu. Mąż nie może pogodzić się z jej śmiercią
Przeszło dwa lata temu odeszła Małgorzata Braunek (†67 l.), niezapomniana Oleńka z „Potopu”. Mimo że minęło już trochę czasu od jej śmierci, mąż aktorki wciąż nie może pogodzić się z bolesną stratą.
Małgorzata Braunek chorowała na nowotwór złośliwy, a rodzina robiła wszystko, by tylko wyzdrowiała. Ogłoszono nawet zbiórkę pieniędzy na wyjazd aktorki do specjalistycznej kliniki w Niemczech. Wiele osób poruszonych jej historią wpłaciło różne sumy, a wdzięczna kobieta dziękowała za każdą przekazaną złotówkę.
Niestety, stan Braunek się pogarszał i jej wyjazd okazał się niemożliwy. Ostatnie dni spędziła w szpitalu. Odeszła 23 czerwca 2014 roku. Smutną wiadomość przekazał jej mąż, który był zresztą wykonawcą testamentu żony.
Aktorka nie miała tradycyjnego pogrzebu. Od lat deklarowała, że jest buddystką. Jej wolą było, aby rozsypać jej prochy w Azji.
"W ramach żałoby udał się w podróż do Azji, prawie trzymiesięczną i wziął prochy, które rozsypał w ważnych miejscach" - opowiadał przyjaciel aktorki.
To miała być dla niego swoista próba pogodzenia się ze śmiercią ukochanej żony. Bolesne wspomnienia ciągle wracają.
"My nie rozmawialiśmy o śmierci, nie było potrzeby. Kiedy Małgosia umierała, bardzo bałem się, że przyjdzie ogromne cierpienie. Patrząc jej w oczy, w oczy człowieka, którego kochałem najbardziej na świecie, w pewnej chwili modliłem się, żeby odeszła. Taka była moja modlitwa: odejdź w spokoju. Musisz zdążyć przed rakiem. Bo rak w pewnej chwili dusi, wszystko jest nabrzmiałe od płynów, które podchodzą do gardła, i człowiek nie jest w stanie oddychać. Patrzyłem na nią i myślałem: odejdź w spokoju! Choć każdy dzień z nią był dla mnie bezcenny. Nie pogodziłem się z tym. Ale uznaję fakt" - mówi Andrzej Krajewski cytowany przez "Super Express".
***
Zobacz więcej materiałów