Małgorzata Foremniak musiała skorzystać z pomocy specjalistów. Wcale tego nie ukrywa
Małgorzata Foremniak (50 l.) nie miała łatwo. W ostatnich latach życie jej nie rozpieszczało. Straciła bliskich, stoczyła walkę ze stalkerem. By odciąć się od bolesnej przeszłości, szukała pomocy specjalistów.
Promienny uśmiech, błysk w oku. Podczas ostatnich publicznych wystąpień Małgorzata Foremniak tryskała dobrym humorem i wyglądała olśniewająco. - Pięćdziesiątka to pięćdziesiątka i koniec. To jest bardzo fajny czas dla kobiety. To dojrzałość, czas pełni. Już się tak nie goni, tylko smakuje się życie - wyznała aktorka w jednym z ostatnich wywiadów.
Jej poziom optymizmu jest wprost zaskakujący, zwłaszcza że w ostatnich latach życie jej nie rozpieszczało. Straciła oboje rodziców oraz byłego męża Waldemara Dzikiego (†59 l.), który wspierał ją w wychowywaniu dwojgai adoptowanych przez nich dzieci. Jej kariera zawodowa utknęła w martwym punkcie, a, jakby tego było mało, musiała zmagać się z prześladowaniem przez stalkera.
- Przeszłości trzeba pozwolić łagodnie odejść. Oczyścić pole dla teraźniejszości. Nieakceptowana przeszłość brudzi nam teraźniejszość - podkreśliła Foremniak. Dodała, że aby uzdrowić swoje życie, zdała się na specjalistów.
Jak udało się dowiedzieć tygodnikowi "Na Żywo", aktorka nie tylko korzystała z pomocy psychologa, ale także uczestniczyła w zajęciach relaksacyjnych, prowadzonych przez mistrza gry na niezwykłych instrumentach muzycznych.
- Małgosia brała udział w warsztatach dźwiękoterapii. Poznała dobroczynne działanie mis i gongów tybetańskich - zdradza w gazecie jej znajoma. - Instrumenty te mają wielką moc, używa się ich nawet do rehabilitacji osób po zawałach czy udarze. Ich dźwięki koją jednak przede wszystkim duszę, pozwalają odzyskać wewnętrzną harmonię i nabrać dystansu do codziennych problemów - twierdzi informator.
Nietypowa terapia przyniosła bardzo wymierne skutki - aktorka poczuła się jak nowo narodzona. Jak przyznała, pewne rzeczy musiała przepracować. Nie sama, tylko z pomocą fachowców.
- Nie ma się czego wstydzić. Najważniejsze, by człowiek w środku stawał się coraz lżejszy. Jeśli coś mogę zmienić, to tylko siebie - wyznała odmieniona Małgorzata. - Lubimy użalać się nad sobą, nad nieudanym życiem, porażkami w małżeństwie, w relacjach, w pracy, ale nie lubimy stanąć przed lustrem i powiedzieć, że autorem tego wszystkiego jesteśmy my sami - skwitowała.
W odzyskaniu harmonii i spokoju ducha pomogła aktorce również córka Aleksandra (26 l.), z wykształcenia psycholog, oraz bliskie przyjaciółki - Grażyna Wolszczak (58 l.) i Beata Ścibakówna (48 l.).
- Koleżanki po fachu wiele razy powtarzały Małgosi, że nie powinna martwić się tym, że na razie nie otrzymuje ról, o jakich by marzyła - wyjawia źródło "Na Żywo". - Obie uważają, że powinna patrzeć całościowo na swoje dokonania. Docenić to, że był czas, gdy za rolę dr Zosi Stankiewicz w serialu "Na dobre i na złe" pokochały ją miliony i została aż trzykrotnie laureatką "Telekamery" dla najlepszej aktorki. Ani Grażyna, ani Beata nie mogą pochwalić się takimi sukcesami - przekonuje informator.
Ci, którzy znają Małgorzatę, są pewni, że najlepsze role ma wciąż przed sobą. Bo ostatnio reżyserzy zaczęli doceniać dojrzałe aktorki.