Reklama
Reklama

Małgorzata Glinka-Mogentale: Oddać wszystko za zdrowie córki

Odnosiła sukcesy i była sportową celebrytką, gdy dotknęła ją tragedia. Kiedy zachorowała jej mała córeczka, zrozumiała, że kariera nie ma znaczenia.

Glinka - Niemcy 3:2  - grzmieli dziennikarze, gdy w 2003 roku wraz z reprezentacją Polski zdobyła Mistrzostwo Europy w siatkówce. Drużynę okrzyknięto "złotymi panienkami". Ten mecz rozpoczął wielką, międzynarodową karierę Małgorzaty Glinki-Mogentale (41 l.).

Sukcesy zawodowe szły w parze z prywatnymi. Mieszkając we Włoszech, poznała przystojnego siatkarza, Roberto Mogentale. Uderzył w nich sycylijski piorun. Byli przekonani, że są dla siebie stworzeni.

W 2004 roku stanęli przed ołtarzem. Ślub wzięli w Bazylice Ofiarowania NMP w Wadowicach. Chociaż Małgorzata urodziła się w Warszawie, to zawsze odczuwała ogromny sentyment do Podbeskidzia. Na początku sportowej kariery związana była z jednym z tamtejszych klubów. Przede wszystkim jednak zależało jej, aby "tak" powiedzieć w miejscu, z którego pochodził Jan Paweł II.

Reklama

Pragnęła też, aby rodzina narzeczonego i pozostali goście z Włoch mogli obejrzeć miasto Ojca Świętego. Była przekonana, że sakrament małżeństwa tam zawarty będzie gwarantem trwałości.

- Wierzę w związek z jednym mężczyzną do grobowej deski. Nie wiem, czy to jest możliwe w dzisiejszych czasach, ale powtarzam: ja w to wierzę! - mówiła. Ceremonia zaślubin odbyła się z pompą. Państwo młodzi i ich goście przyjechali ciuchcią z Kalwarii Zebrzydowskiej. Potem przesiedli się w karoce. Plac przed kościołem został ogrodzony. Dziennikarzom i fotoreporterom zapowiedziano, że nie będą mogli wejść do środka. Uroczystość śledziło przeszło dwa tysiące ludzi.

- Czułam się jak celebrytka - nie ukrywa siatkarka. I dodaje, że doskonale pamięta moment, w którym woda sodowa uderzyła jej do głowy.

- Nie sądziłam, że coś takiego jak choroba lub odejście najbliższych mogą mi się przydarzyć. Wydawało mi się, że jestem ponad tym - wspomina Małgorzata.

Tymczasem los wystawił ją na próbę. W 2009 roku na świat przyszło jej upragnione dziecko. Niedługo później dziewczynka ciężko zachorowała.

Czytaj dalej na następnej stronie...

- Organizm Michelle był bardzo silnie zainfekowany... - mówi siatkarka. Jej mała córeczka miała sepsę, spędziła półtora miesiąca w Szpitalu Bielańskim.  - Jestem wierząca. Wiedziałam, że w takich sytuacjach, jak ta, zagrażająca życiu, pozostaje tylko modlitwa. Ona dawała mi siły - zdradza Glinka-Mogentale.

I dodaje: - Mówiłam do Boga, że oddam wszystko, karierę, pieniądze, siatkówkę, byleby przeżyła. Dzięki staraniom lekarzy i gorliwej modlitwie, Michelle wyzdrowiała. Jest mądrym i utalentowanym dzieckiem.

Małgorzata przyznaje, że macierzyństwo bardzo ją zmieniło. Dziewięć lat później siatkarka po raz drugi została mamą. Na świat przyszedł syn małżonków, Bruno, który jest ich oczkiem w głowie.

- Kiedyś moją największą miłością była siatkówka, teraz nią jest rodzina - przyznaje. Gdy w 2015 roku Małgorzata kończyła karierę, martwiła się o przyszłość.

- Nie mam wyższego wykształcenia, jestem po maturze. W młodości postawiłam wszystko na jedną kartę. Siatkówce oddałam całe życie - mówiła rozgoryczona.

Na szczęście okazało się, że szybko odnalazła się w nowej rzeczywistości. Zajęła się działalnością charytatywną - kształci utalentowane sportowo dzieci, a przede wszystkim doceniła, że ma wreszcie więcej czasu dla ukochanych bliskich.

Dobry Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama