Małgorzata Kostrzewska-Bukaczewska-Rozenek-Majdan rozżalona: Telewizja dodaje mi lat!
Wiek Małgorzaty Kostrzewskiej-Bukaczewskiej-Rozenek-Majdan (po trzydziestce) wciąż budzi wiele emocji. Choć celebrytka funkcjonuje w show-biznesie od lat, nadal nie zdradziła daty urodzenia. W najnowszym wywiadzie żali się, że szklany ekran ją postarza. W rozmowie pojawia się także temat in vitro!
Małgorzata nie ukrywa, że wywiad dla magazynu "Pani" jest spełnieniem jej marzeń - zabiegała o niego przez dobrych kilka lat. Prócz tematów błahych i plotkarskich w rozmowie pojawia się temat in vitro, który dla Rozenek jest bardzo istotny - jej dwaj synowie, Stanisław i Tadeusz, właśnie dzięki tej metodzie przyszli na świat.
Gdy więc Małgorzata słyszy z ust duchowieństwa i przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości o bruzdach, dzieciach Frankensteina i "truskawkach bez smaku" w kontekście in vitro, jest wściekła.
"Jestem ogromnie wdzięczna, i będę to powtarzać do końca życia, lekarzom, którzy mi w tym pomogli. Mam dwóch wspaniałych synów, którzy bez ich pomocy nie pojawiliby się na świecie. Są miłością mojego życia. Nadają mu sens. Nigdy nie miałam wątpliwości związanych z tą metodą i nie rozumiałam kontrowersji, jakie wzbudzała. Znam jej prekursorów, wiem, jak in vitro zostało wprowadzone do Polski, jak wielkiej odwagi to od lekarzy wymagało. I jeśli zostałam matką dzięki tej procedurze, to nie będę udawać, że jest inaczej" - mówi wprost na łamach "Pani".
Dalej wyraża głęboki żal z powodu słów księdza Franciszka Longchamps de Bérier, dzięki któremu dostała się na studia doktoranckie na UW, a który to stwierdził, że dzieci z in vitro mają "dotykową bruzdę, która jest charakterystyczna dla pewnego zespołu wad genetycznych".
"Było 900 osób, dostało się sto parę i to jego głos zadecydował, że znalazłam się wśród nich. Wykładowca prawa kanonicznego, naprawdę wielka postać. Ale tym jednym zdaniem przekreślił moje wyobrażenie o nim. Długo nie mogłam się po tym podnieść" - wyznaje.
W wywiadzie kolejny raz Małgosia nie chce zdradzić daty urodzenia. Żali się jedynie, że szklany ekran ją... postarza i pozbawia młodzieńczej świeżości.
"Często o sobie słyszę: inaczej pani wygląda niż w telewizji. To prawda, że telewizja dodaje mi lat. I jeszcze że lepiej wyglądam na żywo. Wtedy się śmieję, że zły zawód sobie wybrałam".
O swoim pierwszym małżeństwie mówi niechętnie: "Było krótkie, miłe... Naprawdę. (śmiech). Mamy dobre relacje i kontakt" - ucina.