Małgorzata Kożuchowska: Ta decyzja kosztowała ją sporo nerwów
Strach o najbliższych towarzyszy nam teraz każdego dnia. Małgorzata Kożuchowska (48 l.) nie chce nawet myśleć, co by było, gdyby jakiś czas temu nie przekonała rodziców do ważnej życiowej zmiany. Jakiej?
Uporczywie namawiała ich do wyprowadzki z Torunia i zamieszkania w Warszawie, w jej mieszkaniu na Powiślu. Od kilku lat stało przecież puste. Ale taka przeprowadzka wcale nie była łatwa.
Pan Leszek wykładał w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Prowadził zajęcia z ekologii i pedagogiki. Do tego miał swoją audycję w Radiu Maryja o ekologii, a w wolnych chwilach zajmował się działką.
Jednak w końcu, po miesiącach rozmów, aktorka wspólnie z siostrami przekonała rodziców, żeby przenieśli się do stolicy i byli bliżej niej. Tym bardziej że jedna siostra, Hanna, mieszka w Poznaniu, a druga, Majka, aż w Paryżu.
- Małgosia często ich teraz odwiedza, a czasem zabiera za miasto na spacer. Zawsze jest sama, nie przywozi syna Jasia, by nikogo nie narażać - zdradza "Rewii" osoba z jej otoczenia.
Aktorka z dużym wyprzedzeniem zamawia także zakupy z dowozem do domu.
Jadwiga i Leszek Kożuchowscy o nic nie muszą się więc martwić, a ich córka jest już pewna, że postąpiła słusznie.
- Kiedy już się przeprowadzili, wreszcie mieli na co dzień ukochanego wnuka Jasia, który jest oczkiem w głowie dziadka. Pan Leszek zawsze miał dla niego czas, bo niemal codziennie jechali do córki do Wilanowa, żeby pobyć z chłopcem. Z radością zabierał go na spacery z psami i z pasją tłumaczył otaczający świat - opowiada przyjaciel rodziny.
Jak sytuacja wygląda teraz?
Czytaj dalej na następnej stronie...
Ze względów bezpieczeństwa Jaś nie widuje się z dziadkami, ale codziennie rozmawia z nimi przez internet. Aktorka często wspomina teraz swoje dzieciństwo.
- Tata poświęcał mi dużo czasu. Traktował trochę po kumpelsku, trochę jak syna, bo brał na ryby i na grzyby. Najpierw w koszyku zamontowanym na kierownicy roweru, potem miałam własny. Pamiętam, że tata przedstawiał mnie swoim kolegom. Ja podawałam po męsku rękę, czułam się ważna. Lubiłam siedzieć w jego gabinecie, kiedy wykładał na Uniwersytecie. Tata dawał mi poczucie wolności, obdarzał zaufaniem. A ja miałam zaufanie do niego - wspomina często Małgorzata Kożuchowska.
Dzisiaj, kiedy się spotykają, wracają do tamtych czasów. Jednak państwo Kożuchowscy przede wszystkim dziękują córce za to, że namówiła ich do wywrócenia życia do góry nogami. Gdyby tego nie zrobili, teraz zdani byliby tylko na siebie.
A przecież z racji wieku są w grupie wysokiego ryzyka zarażenia koronawirusem. Stosują się więc do wszelkich zaleceń córki, która prosi, aby nie wychodzili z domu, tylko w razie potrzeby od razu dzwonili do niej. Jest na każde ich skinienie i bardzo się stara, aby byli bezpieczni.