Małgorzata Pieńkowska rozdzielona z mamą. Tego się nie spodziewała
Nazywa ją autorytetem i przyjaciółką. Są ze sobą bardzo zżyte. Teraz Małgorzata Pieńkowska i jej mama mogą tylko do siebie dzwonić i pisać. To sprawia, że aktorka martwi się o ukochaną rodzicielkę i niewyobrażalnie za nią tęskni.
Gdy jest jej źle, sięga po zdjęcie, które zrobiła kilka lat temu na Mazurach. Jest na nim z mamą, Haliną. Dobrze pamięta tę noc.
"Leżymy na tarasie, głowa w głowę, nad nami rozgwieżdżone niebo. Mama, naszym ulubionym zwyczajem, zaczyna coś nucić, ja do niej dołączam, nasze głosy się zespalają i jest błogo, dobrze" - opowiada Małgorzata Pieńkowska (55 l.) w wywiadzie dla "Kobiety i Życia".
To tylko jedno z wielu cennych wspomnień, jakie nosi w sercu. Teraz wraca do nich częściej, bowiem bardzo tęskni. Jeszcze niedawno widywały się zawsze, gdy miały na to ochotę. Mimo iż pani Halina mieszka w Olsztynie.
"Lubiłam czasem, bez powodu, wsiąść w auto i zrobić ponad 200 km, by ją odwiedzić" - wyznaje gwiazda.
Dziś, gdy w trosce o najbliższych musimy się od nich izolować, mogą kontaktować się wyłącznie telefonicznie. Aktorka pisze też do mamy tradycyjne listy. Ale stara się nie obciążać jej troskami, choć w głębi serca czuje się czasem małą Gosią.
"Tęsknię za chwilami, kiedy byłam dzieckiem i mogłam przytulić się do mamy. No i wtedy świat w ogóle nie był przerażający" - mówi.
Pani Halina dawała jej pewność siebie. Powtarzała córce, że jest wyjątkowa i na pewno zawsze wszystko jej się uda. To nauczyło przyszłą gwiazdę wiary w siebie.
"Jak ci w dzieciństwie ktoś nadmucha w skrzydła, potem możesz góry przenosić" - tłumaczy.
Pytana o największy autorytet, bez wahania odpowiada: mama. Kobieta niezwykła, która urodziła córkę, mając niespełna 22 lata, a mimo to dała radę skończyć studia i rozpocząć doktorat. Potem łączyła wychowanie trójki dzieci z pracą fizyka na uniwersytecie.
Aktorka widzi jej obecność w swoim codziennym życiu. W ilości książek, w domu. Świeżych kwiatach, które zawsze muszą być na stole. A przede wszystkim sile relacji, jaką zbudowała z córką.
"Mogłyśmy rozmawiać godzinami. Dziś mam tak z moją Inką" - zdradza.
Ale największym wsparciem rodzicielka była dla niej, gdy walczyła z chorobą nowotworową. Usiadły wtedy na łóżku jej babci wraz z Inką, chwytając się za ręce.
"I cztery pokolenia powiedziały sobie, że się kochamy" - mówi.
Ta siła nie opuszcza pani Haliny nawet dziś, w trudnych czasach pandemii. Sama robi zakupy, wychodzi na spacer z psem, odpoczywa. Dzięki temu Małgosia jest o nią spokojna.
***
Zobacz więcej materiałów wideo: