Małgorzata Potocka przeżyła chwile grozy! "Leżałam na podłodze zdrętwiała jak paryżanie"
Kiedy Małgorzata Potocka (ukrywa wiek) w piątkowy wieczór oglądała relacje z Paryża, w którym terroryści islamscy z zimną krwią zamordowali 129 niewinnych osób, poczuła lodowaty dreszcz na plecach. Też przeżyła taki atak w 1985 roku...
Wraz z grupą taneczną i piosenkarzem Wojciechem Gąssowskim (72), jej ówczesnym mężem, występowali na włoskim statku pasażerskim Achille Lauro, pływającym po Morzu Śródziemnym.
Gdy statek przybił do portu w Egipcie, na pokład wtargnęli uzbrojeni palestyńscy terroryści. Spędzili pasażerów do jednej sali, kazali im się położyć na podłodze między granatami i zbiornikami z benzyną. Ogłosili, że cały statek jest zaminowany i że będą zabijać zakładników. Jak się potem okazało, chcieli wypuszczenia na wolność towarzyszy aresztowanych w Izraelu...
- Leżałam na tej podłodze zdrętwiała ze strachu, tak jak paryżanie kilka dni temu - opowiada.
- I nagle przyleciał ptak. Mewa. Usiadła na mostku kapitańskim, a wtedy przywódca terrorystów ukląkł przed nią i zaczął się modlić. Nasz kapitan wykorzystał ten moment i wytłumaczył mu, że to znak od Allaha i że trzeba darować nam życie. Wywalczył w ten sposób dodatkową godzinę zwłoki. W tym czasie Amerykanie dogadali się z terrorystami. Przeżyliśmy, ale ze strachu nigdy się nie wyleczyłam. Do dziś staram się unikać tłumów, stadionów, wielkich koncertów w zamkniętych salach.
Od tamtego tragicznego momentu tancerka nie mogła też zapomnieć o... ptakach. W końcu kupiła u hodowcy papugę, żółtogłową amazonkę Koko, a potem Papunię. Niestety, Koko po 12 latach życia w domu tancerki, właśnie odeszła...
- Miała guza w gardle - mówi z żalem tancerka. - To dzięki niej wiem, że przyjaźń między człowiekiem i ptakiem jest możliwa.