Małgorzata Waremczuk i Karol Strasburger: Znamy podstawową zasadę bycia razem
Małgorzata Weremczuk (34 l.) i Karol Strasburger (71 l.) od ponad roku mieszkają razem w podwarszawskim Konstancinie. Ostatnio para mocno przeżywała rozstanie - gospodarz "Familiady" wyjechał bowiem na kilka tygodni do Azji.
Dawno nie czuł się tak podekscytowany, jak w dniu, w którym stał w hali odlotów warszawskiego lotniska w oczekiwaniu na samolot do Tokio. Szykowała się wielka podróż, wyprawa życia, która miała udowodnić, że na męską przygodę nigdy nie jest za późno.
Karol Strasburger do tak egzotycznego zakątka świata, jakim jest Azja, nigdy wcześniej nie dotarł. Wraz z nim w wyprawie uczestniczyli Piotr Polk (56 l.), Krzysztof Hanke (60 l.) i Władysław Kozakiewicz (64 l.). Stworzyli niepowtarzalny kwartet. Towarzyszył im jako przewodnik, znany z internetu Rafał Masny (AbstrachujeTV). Czekało ich zderzenie z odmienną kulturą i mnóstwo ekscytujących i niebezpiecznych przygód.
Do przemierzenia mieli niemal 30 tysięcy kilometrów. O tym, jak szło aktorowi, możemy przekonać się w każdy piątek na antenie Polsatu. W programie "Lepiej późno niż wcale" realizowanym w Japonii, Korei Południowej i Indonezji Karol Strasburger z dużą swobodą, naturalnością i urokiem osobistym radzi sobie z zaskakującymi zadaniami.
Nie traci przy tym zimnej krwi ani poczucia humoru. Dzięki swoim spontanicznym, zabawnym tekstom, które krążą w internecie jako hity, zyskał już grono fanów. A co spowodowało, że wziął udział w tym odważnym wyzwaniu telewizyjnym?
- To nieprawda, że wyjechałem w tę podróż, by poukładać swoje prywatne życie. Nie targały mną również żadne wątpliwości dotyczące mojego związku. To wymyślona historia - mówi "Rewii".
- Mój udział w programie jest niezależną od spraw prywatnych decyzją zawodową, którą podejmowałem wspólnie z Małgosią. Jedynym pretekstem do wyjazdu był ciekawy pomysł na program, którego nie było jeszcze w polskiej telewizji, oraz przeżycie przygody życia w doborowym towarzystwie.
Trzy tygodnie zdjęć do programu wymagały od wszystkich, od rana do późnych godzin nocnych, ogromnego skupienia na planie i ciągłej aktywności.
- Bywało, że nie wiedziałem, jak się nazywam - mówi w rozmowie z "Rewią". - Po długim dniu zdjęciowym padałem na twarz z nadzieją, że nie obudzą nas znów o 5:00 rano. Ja i koledzy żyliśmy w dużym napięciu, które wspólnie przełamywaliśmy humorem. A nie wszystkie przygody miały charakter rozrywkowy. Nigdy nie było wiadomo, co się wydarzy i czym zaskoczy nas produkcja.
W tym absorbującym aktora czasie nie zabrakło na szczęście miejsca na tak ważne kwestie jak codzienne rozmowy z Małgorzatą Weremczuk, która jest nie tylko menadżerką aktora, ale i partnerką życiową. Z wywiadów, jakich para udzieliła dotąd, wynika, że oboje mają zdrowe podejście do wzajemnych relacji, a długie rozstanie, pomimo krążących plotek, nie wpłynęło na ich związek.
- Nie trzeba być ze sobą 24 godziny na dobę, by tworzyć dobry, partnerski związek - powiedziała jednemu z dzienników. - To nie jest tak, że nie możemy wytrzymać bez siebie ani sekundy. Ale dążymy, aby jak najwięcej czasu spędzać razem. Karol nie jest typem pantoflarza, a ja nie jestem osobą, która cały czas wymaga towarzystwa. Mamy chwile tylko dla siebie, ale i też swoją prywatną przestrzeń. Tworzymy szczęśliwy związek dzięki temu, że znamy podstawową zasadę bycia razem: wiemy, co robić, żeby się sobą nie znudzić. Nie potrafię funkcjonować w świecie klubów i zabawy, preferuję inne formy rozrywki, bo z tych już dawno wyrosłam, więc postawiłam na starszego partnera, który znajdzie ze mną wspólny mianownik w wielu aspektach życia. Udaje nam się jak dotąd. To jest fantastyczny facet, otwarty na świat, życie i przygodę. Dlatego z nim jestem. Inspiruje mnie i przekazuje dużo cennych doświadczeń.
Karol Strasburger i Małgorzata Weremczuk od ponad roku mieszkają razem w podwarszawskim Konstancinie. To rodzinne miasto gospodarza Familiady. Tu mieszkała już jego babcia Hania, która miała stajnie, jeździła konno i prowadziła lubianą kawiarnię. Ale aktor nie ogląda się w przeszłość. Buduje przyszłość. I choć nie wymaże 32 lat życia spędzonych z żoną Ireną (†66), która zmarła w 2013 roku, to cieszy się z każdej chwili spędzonej razem z bliską jego sercu Małgorzatą. Nawet przez chwilę nie pomyślał, żeby porzucić swój dom i uciekać od wspomnień do stolicy.
- Tylko głupiec opuszczałby tak piękne miejsce jak Konstancin - mówi. Aktorowi bardzo podoba się to, że jego ukochana z wielkim taktem i wyczuciem podchodzi do jego przeszłości oraz nie zmienia tego, co niedokończone. Wręcz finalizuje z szacunkiem odłożone na później pomysły Ireny. Wbrew temu, co czytamy często na ich temat, oboje nie planują publicznego szumu związanego z formalizowaniem związku, bo - jak twierdzi Małgorzata - "ludziom, którzy się kochają, nie jest potrzebny poklask".
Wszystkie artykuły z doniesieniami na temat powiększenia rodziny były nadinterpretacją słów Karola Strasburgera wyrwanych z kontekstu. Oboje bardzo się na nie oburzają, gdyż nie jest ich celem publiczne obnoszenie się z prywatną stroną życia w zakresie, do którego nie chcą dopuszczać mediów. Ich miłość spotyka się niestety z niezrozumieniem ludzi ze względu na różnicę wieku, ale, jak widać, ta para udowadnia, że jeśli się chce, jeśli się kocha, to nic i nikt nie jest w stanie tego zburzyć.
- Ludzie pozbawieni uczuć są jak puste w środku bańki - mówi Karol Strasburger. - Niekochani i niekochający, robią wrażenie złych, wkurzonych, żyją w nienawiści do całego świata, krytykują. Widzimy to wszędzie. Wierzę w miłość, bo życie bez niej jest niepełne, smutne, okropne...