Reklama
Reklama

Małgorzata Zimmer z "Sanatorium miłości" o rozstaniu: To była moja decyzja

Po 30 latach udanego małżeństwa pięć lat temu runął cały jej świat... - To był dla mnie szok, ale była to moja decyzja. Gdyby nie pewne okoliczności, na pewno bylibyśmy razem - wspomina swój rozwód Małgorzata Zimmer (62 l.).

Niełatwo było jej podjąć decyzję o wyjeździe do "Sanatorium miłości", by szukać kogoś, kto mógłby zająć miejsce jej męża Jarosława...

Poznali się dawno temu na lotnisku, na kursie pilotażu szybowcami. Ona miała wtedy 16 lat, interesował ją też taniec. Po maturze ruszyła ze Szczecina do Krakowa, gdzie skończyła studia i uzyskała tytuł inżyniera towaroznawstwa. Wzięli ślub, mąż został pilotem LOT-u, zamieszkali w Warszawie. Wtedy postanowiła zostać stewardessą. Po stosownych kursach zaczęła pracować na pokładach samolotów, które on pilotował.

Reklama

- Staraliśmy się ułożyć wszystko zgodnie, a firma też szła nam na rękę, byśmy razem latali - opowiada.

Ważne było nie to, gdzie przebywali, ale że byli tam razem. Przepracowała w powietrzu 11 lat. Gdy zeszła na ziemię, musiała zmienić wszystko w życiu. Jedno, co pozostało z tamtego czasu, to nie podzielony majątek...

W Nadarzynie, gdzie mieszka w domku z ogrodem, chodzi na długie spacery z psem, uprawia gimnastykę. Zimą jeździ na nartach, tańczy...

Po przejściu na emeryturę, zamknęła swoją działalność gospodarczą i skupiła się na córkach. Starsza, Patrycja mieszka z rodziną w USA, młodsza Olivia, jest w Polsce, niedawno urodziła bliźniaczki.

- Jestem babcią czterech dziewczynek - podkreśla pani Małgorzata z dumą.

Nie we wszystkim zgadza się z Olivią. Przykład? Poprosiła ją o pomoc przy nakręceniu filmu do programu "Sanatorium miłości".

- Odmówiła, gdy się dowiedziała, o jaki program chodzi. Nie chciała, aby jej mama brała w nim udział - mówi smutno nasza bohaterka. Na szczęście pomogła jej w tym koleżanka. Prezentacja spodobała się, i gdy dostała zaproszenie do Ustronia, ruszyła pełna nadziei.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Już w pociągu, do którego wsiadła na stacji Warszawa Wschodnia, wiedziała, że coś się wydarzy. W połowie drogi zwróciła uwagę na mężczyznę siedzącego przy oknie. Był nim Marek Jarosz.

- Tak zaczęła się nasza znajomość. Zanim włączono kamery... - opowiada pani Małgorzata.

Marek Jarosz, wysoki, postawny, zdecydowany i wygadany, okazał się mężczyzną spełniającym wszystkie wymagania, które mogłaby stawiać partnerowi. Szczery i inteligentny. Z podobnymi upodobaniami. Zauważyła też, że Marek, podobnie jako ona, lubi flirtować.

- Kiedyś byłam osobą bardzo skrytą - przyznaje w rozmowie z "Rewią".

- Na szczęście praca stewardessy pomogła mi nawiązywać kontakt z obcymi osobami. Pani Małgorzata od początku w "Sanatorium miłości" była adorowana przez Marka. Cieszyło ją to, przecież zgłosiła się do programu z nadzieją na nową miłość.

- Staliśmy się pierwszą parą programu. Najwięcej o nas plotkowano - śmiała się.

Dopytywana o charakter znajomości z Markiem, długo zapewniała, że nie można mówić o uczuciowej więzi. Podkreślała, że niczego nie żałuje i chce zachęcać inne samotne dojrzałe kobiety, żeby pokonały nieśmiałość i zgłosiły się do drugiej edycji. Nie daliśmy za wygraną i poprosiliśmy o rozwianie wątpliwości.

- Marek często mnie odwiedza. Wiosna się pięknie dla nas zaczęła. Jesteśmy razem! - wreszcie zdradza swoją tajemnicę "Rewii".

Oboje uwierzyli, że życie na emeryturze może się dalej pięknie toczyć...

Zobacz więcej materiałów:


Rewia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy