"Mam orzeczenie sądowe, że nie jestem gejem!"
Krzysztof Ibisz (42 l.) lubi od czasu do czasu upewnić się, że wszyscy o tym pamiętają.
Nie wiadomo, co będzie z telewizyjną karierą Ibisza po wpadce w programie "Jak ONI śpiewają", gdzie podał błędną treść SMS-a ludziom chcącym oddać głos na Nataszę Urbańską.
Na razie jednak prezenter jest dobrej myśli. W rozmowie z "Super Expressem" opowiada o swoim wrodzonym optymizmie, pracoholizmie, no i oczywiście o tym, że nie jest gejem.
Przyznaje, że praca prowadzącego programy na żywo jest najtrudniejszym wyzwaniem, bo spoczywa na nim odpowiedzialność za sukces produkcji. Pogodził się chyba z wizerunkiem miłego i bezpłciowego prezentera, bo bardzo żałuje, że w TVN-owskiej "Ibisekcji" pokazał inną twarz:
"To był zawodowy błąd. Co najdziwniejsze, sam sobie ten program wymyśliłem. (...) Do dziś oglądam te odcinki z niesmakiem. Bo uważam siebie za faceta z klasą. Nie zadaję ciosów poniżej pasa. Teraz uważam, że pytania, które tam padały, były niesmaczne".
Krzyś wspomina także głośną kilka lat temu sprawę - w kolorowej prasie pojawiły się doniesienia, jakoby od swojej żony Ani (41 l.) wolał chłopców:
"Wie pani, że jestem jedynym mężczyzną w tym kraju, który ma orzeczenie sądowe, że nie jest gejem! Był proces i sąd uznał w wyroku: Nie jest prawdą, co napisała gazeta. My, ludzie show-biznesu, jak komandosi przyjmujemy na siebie różne ciosy".
My i tak wiemy swoje. Zresztą, co do za dowód? Po co udowadniać coś takiego w sądzie? I przede wszystkim: po co ciągle o tym przypominać?!
Praca w telewizji publicznej nie kojarzy mu się zbyt dobrze. Opowiada, że... uważano go tam za głupka, bo tryskał optymizmem. Teraz, w Polsacie, czuje się już o wiele lepiej, ale jego plany nie ograniczają się tylko do telewizji. Marzy m.in. o stworzeniu nowej formuły telewizyjnej.
Obawiamy się więc, że Ibisz nie da nam odpocząć od siebie. Nawet nie robimy sobie nadziei, że jego postanowienie, aby mniej pracować, przyniesie jakieś efekty.
I pamiętajcie: nie jest gejem!