Marcelina Zawadzka wyjawiła prawdę o komplikacjach podczas porodu. "To się nie kończyło"
Marcelina Zawadzka i Max Gloeckne zostali rodzicami. Prezenterka najpierw nieco wycofała się z mediów - by zająć się potomkiem, a teraz zadecydowała, by szczegółowo opowiedzieć o tym, co ją spotkało. Na swoim oficjalnym kanale Youtube opublikowała film, w którym zdradziła, jakie dokładnie uczucia towarzyszyły jej podczas porodu. Niestety, nie było łatwo...
Marcelina Zawadzka i Max Gloeckner zostali rodzicami. Prezenterka potwierdziła to na łamach telewizji śniadaniowej "halo tu polsat", łącząc się z prezenterami przez telefon: "Tak, jesteśmy już w komplecie. Nasz synek Leonidas jest już z nami i mamy się świetnie. Jako że poród dopiero za nami, to, jak poczujemy się gotowi, opowiemy więcej. A będzie co opowiadać" - wyznała.
Jak zapowiedziała, tak zrobiła. Opowiadając o swojej przygodzie nie kryła szczerego wzruszenia.
Marcelina o szczegółach dotyczących porodu opowiedziała na łamach swojego kanału Youtube.
"U nas było tak, że mały był w gotowości dziesiąty dzień po terminie. Czekałam na coś, czego nie znam. (...) Miałam burzę myśli, a jeszcze wiele słyszałam pytań od sąsiadek 'a pani jeszcze nie urodziła?’, 'pani długo w tej ciąży’... (...) On chciał przyjść w innym terminie niż my zakładaliśmy" - wyznała przejęta prezenterka.
Zawadzka podkreśliła, że było jej bardzo ciężko. Nie wiedziała, co robić, by potomek szybciej pojawił się na świecie. Skorzystała z porad zaufanych osób (np. wybierała się na długie spacery), ale nic się nie zmieniało. W ten sposób tylko potęgowała swoje obawy.
Gdy nadszedł wyczekiwany dzień, Marcelina podjęła decyzję, by podejść do procesu na spokojnie. Aby dotrzymać danego sobie słowa... poszła na spacer.
"Udało nam się zacząć rodzić około godziny 14. 4 na 10 w skali bólu (...) Max się dosiadł do mnie około 16, a ja powiedziałam, że mam skurcze. (...) Poszliśmy do lasu na spacer. Był taki moment, że mi bóle przeszły. Byłam bardzo spokojna. Nie zaskoczyło mnie to (...)" - kontynuowała.
Po powrocie do domu Marcelina zaczęła szukać pozycji, dzięki której ból zmaleje, ale bez skutku. Postanowiła więc wejść do wanny. Niestety, nie posiedziała tam długo.
"(...) Pojawiły się skurcze 10 na 10. (...) Max mi pomógł wyjść [przyp. red. z wanny], załadował mnie do samochodu. Na szczęście wszystko było spakowane już dawno. (...)" - opowiadała swoją historię ze szczegółami.
W szpitalu Marcelina nie była w stanie powstrzymać się od krzyku. Ból był bardzo silny. Na dodatek zawstydzało ją, że siedzi na wózku. Wiedziała, że nie jest to racjonalna obawa, a mimo to nie potrafiła przestać o niej myśleć.
Później nie było lepiej. Nie wszystko poszło zgodnie z planem prezenterki.
"Miałam wrażenie, że ten drugi okres porodu jest za długi. (...) Była zmiana oddychania na intensywne parcie. (...) Było już 13 na 10 w skali bólu. (...) Nie było postępu. Nie wiedziałam, co się dzieje. Dałyście mi batoniki, żebym jadła. (...) Minutę po minucie pamiętam. To się nie kończyło, był to długi proces" - relacjonowała.
Ostatecznie lekarze zdecydowali o cesarskim cięciu. Kiedy Leonidas nareszcie pojawił się na świecie, Marcelina Zawadzka nie potrafiła ukryć wzruszenia. Nawet tygodnie po powitaniu synka, wystarczy wspomnienie tamtych chwil, by w jej oczach pojawiły się szczere łzy.
Jeszcze raz gratulujemy!
Czytaj też:
Marcelina Zawadzka właśnie ogłosiła. Tego nikt nie wiedział
Wielka radość w domu Marceliny Zawadzkiej. Zalana łzami ogłosiła. Fani gratulują