Reklama
Reklama

Marcin Daniec ma młodszą o 20 lat żonę! Jak im się układa?

Na co dzień mieszka z rodziną w Krakowie. To tu ma swój azyl, tu zamienia się w Marcina (61 l.), męża Dominiki (42 l.) i tatę Wiktorii (12 l.). Żyje... bez fajerwerków, ale intensywnie. Jak wygląda jego życie prywatne? Jakim jest partnerem i ojcem? I jakich nieprawdopodobnych rzeczy już teraz dokonuje jego nastoletnia córka? Opowiedział o tym w wywiadzie dla tygodnika "Świat i Ludzie".

"Świat i Ludzie": Dlaczego nie ma pana w żadnych mediach społecznościowych? 

Marcin Daniec: Nie do końca odczuwam chęć promowania siebie w ten sposób. Na moje występy wciąż przychodzą widzowie, a w telewizji mam świetną oglądalność! Niedawno, w warszawskiej Kuźni Kulturalnej, znów była pełna sala, a bisowałem trzy razy, więc na scenie byłem ponad 2 godziny. Nie mam czasu, żeby pisać w internecie, że jestem na lotnisku, albo kupiłem sobie nowe trampki...Wolę spędzić ten czas z rodziną.

Żona stroni od mediów.

Reklama

- Nie wyszła za mnie dla kariery, a tym bardziej dla pieniędzy! Nie potrzebuje rozgłosu. Pobraliśmy się...15 lat po moim rozwodzie, córka urodziła się... 6 lat po naszym ślubie! Wyczerpałem wszystkie, ewentualne "haki" (śmiech).

Jak układa się wam po 20 latach małżeństwa? 

- Jeśli poznaje się najcudowniejszą kobietę na świecie w połowie życia, to tę miłość szanuje się po stokroć. Jestem klasycznym "pantoflarzem" głaszczę po główce, całuję po dłoniach, nie kłócę się, nie narzucam, rozpieszczam jak mogę. Żyjemy spokojnie i bez fajerwerków. 

Żona przyzwyczaiła się do takiego... 

- Fajnego, miłego, rodzinnego, wrażliwego faceta? 

Miałam powiedzieć: "życia ze sławnym satyrykiem, który prowadzi lekko cygańskie życie, jeżdżąc z występami". 

- Moje życie jest wyważone. Nikt mnie nie złapie po zejściu ze sceny, że udawałem. Ale w domu nie jestem sławnym showmanem. Jestem mężem i ojcem, świadomie to pielęgnuję. I oczywiście mam chwile, kiedy nie jest mi do śmiechu. A jeśli chodzi o podróże, to w dłuższe trasy jeździmy razem.

Słyszałam, że córka czasem występuje z panem. 

- Wiktoria wychowuje się w tej artystycznej atmosferze. Ma talent i uwielbia występować! W St. Petersburgu na Florydzie, 3 maja pod pomnikiem Kościuszki, zaśpiewała piosenkę Janka Pietrzaka "Taki kraj". Wszyscy byli wzruszeni! Chętnie występuje też w szkolnych przedstawieniach. Napisała (sama!) scenariusz musicalu na zakończenie roku, w którym też zagrała. Rozpisała dialogi, didaskalia, głosy z offu, piosenki!. Po spektaklu były ogromne brawa od całej szkoły! Siedzieliśmy z żoną na widowni i byliśmy bardzo dumni. 

Chciałaby być artystką? 

- Coraz częściej o tym mówi. Cieszy mnie to. Jeśli będzie podtrzymywać tę pasję, stanę na głowie, by jej pomóc! Jeśli ktoś wspiera człowieka utalentowanego, nie ma mowy o... nepotyzmie! Ale też, podobnie jak my, kocha sport. Trenuje grę w tenisa pod okiem Wojtka Wojciechowskiego, a pod moim okiem świetnie pływa, gra w siatkówkę i jeździ również na rolkach. 

Czytaj dalej na następnej stronie.

Mam wrażenie, że od lat nie zwalnia pan tempa życia. 

- Kocham kabaret i równie mocno kocham sport. Nie umiałbym żyć bez moich pasji. Kiedy mam występy nad Bałtykiem, pływam codziennie! A kiedy mam wolne, wypoczywamy nad wodą, z plaży schodzimy ostatni. Poza tym gram trzy razy w tygodniu w tenisa, jeżdżę na turnieje tenisowe artystów. 

Czy udało się panu ograć Jana Englerta, który jest postrachem w tym artystycznym świecie tenisa? 

- Zdarzyło się to...10 lat temu! Z wrażenia, zamiast senatorowi Fedorowiczowi, wysłałem sms o treści "wygrałem z Englertem", Englertowi. Od lat toczymy z Jankiem ciężkie boje. Zawsze powtarzam młodym ludziom, że wypompowana piłka do gry zawsze w plecaku zajmie mniej miejsca niż zgrzewa piwa. Nieprawdą jest, że tenis jest drogim sportem. Wystarczą tenisówki, zwykła koszulka...a rakietę można kupić w komisie. Trzeba tylko chcieć! 

Czy prowadzi pan też zdrowy styl życia? 

- Prowadzę higieniczny tryb życia, wysypiam się, wypijam... jedno piwo tygodniowo, palenie, na szczęście, rzuciłem 15 lat temu! Kiedyś paliłem 2 paczki dziennie. Podjąłem decyzję na imprezie w USA. Okazało się, że paliłem tylko ja. Wyszedłem na zewnątrz, a mój dawny kolega podszedł do mnie i mówi: "Marcinek, Ty polisz? U nas, w Stanach, nie pali nikt!" Wróciłem zawstydzony i powiedziałem do żony: "Dominia, nie palę!". Chodziłem po ścianach... 3 tygodnie! Dziś mam na koncie wykłady u znanego farmakologa i wielkiego bojownika walki z papierosami, prof. Piotra Tutki!. Prof. Torbicki też chciał mój wykład dla kilku tysięcy kardiologów w Hali Stulecia we Wrocławiu. Niestety miałem wtedy występ w Londynie i nie mogłem tego odwołać. 

Myśli pan o emeryturze? 

- Kiedyś jedna dziennikarka zapytała mnie "A,myślał pan, co będzie robił, jak pan się skończy"? Pani pytanie ma drugie miejsce w rankingu. Otóż nie myślę o emeryturze, dopóki przychodzą widzowie! Wciąż "nadajemy na podobnych falach". Ludzie się śmieją, czuje się ich sympatię, której nie da się kupić albo wyreżyserować. Znakomicie odbierają elementy refleksyjne w moim programie. W tym roku będę obchodził Jubileusz 40-lecia pracy zawodowej. Zapraszam 17. XI. na recital, w Auditorium Maximum w Krakowie. Młodsi koledzy pytają, jak to się robi, żeby tak długo się utrzymać. 

I co pan im mówi? 

- Nic im nie mówię, bo nie będę zdradzał tajników pracy (śmiech). Mówiąc poważnie, trzeba być sobą, nie lekceważyć widza...żeby się nie skończyć! (śmiech). 



Rozmawiała Aleksandra Jarosz 

***

Zobacz więcej materiałów:

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Marcin Daniec
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy