Marcin Dorociński o wielkim stresie. Dawno nie był tak szczery w wywiadzie
Marcin Dorociński osiągnął pułap, o którym wielu aktorów tylko marzy. Angaże w zagranicznych produkcjach - i to nie w rolach pięcioplanowych z epizodami, które trwają pięć sekund - to wielki powód do dumy. Mimo to cały czas towarzyszy mu stres. W bardzo szczerym wywiadzie opowiedział, czego doświadczył ostatnio.
Marcin Dorociński urodził się w Milanówku, ale dorastał w Kłudzienku - osadzie wsi Tłuste w województwie mazowieckim. Jego ojciec był kowalem, a mama zajmowała się domem i opiekowała dziećmi: Marcinem i trzema jego braćmi. Przyszły aktor marzył o karierze sportowej, ale plany pokrzyżowała mu kontuzja. O szkole aktorskiej zaczął marzyć dopiero pod koniec nauki w technikum.
Szczęśliwie dla wszystkich obecnych fanów podjął studia na Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Co było później - wiedzą wszyscy. "Róża", "Pibull", "Rewers", "Jack Strong", "Teściowie", "Niebezpieczni dżentelmeni" - to tylko najważniejsze tytuły z jego udziałem z ostatnich kilku lat.
Mimo tak wspaniałego dorobku aktor Dorociński przyznał ostatnio w rozmowie ze "Zwierciadłem", że długo czuł kompleksy z powodu swoich korzeni. Na szczęście udało mu się je zwalczyć.
"Długo myślałem, że muszę zabić w sobie te wiejskie korzenie, tę prostotę, którą uwielbiam i której nie chciałbym nigdy stracić. Traktuję swoje pochodzenie jako moją siłę i coś, co mnie ukształtowało. Wyszedłem już z kompleksu wsi" - zapewniał Marcin.
Mimo to wciąż są chwile, kiedy nieustająco towarzyszy mu stres. Chodzi o zagraniczne produkcje.
Wielu aktorów opowiada o zagranicznej karierze, choć tak naprawdę ich udział w produkcji ogranicza się do stania w tle, na trzecim planie za gwiazdorem głównej roli. W przypadku Dorocińskiego jest zupełnie inaczej. Wystarczy wymienić kreacje, jakie zagrał w "Wikingowie: Walhalla" i "Gambit Królowej" platformy Netflix. W zeszłym roku wystąpił u boku Toma Cruise'a w nowej części "Mission: Impossible" i w południowokoreańskim filmie "Okup".
"Za każdym razem, gdy jadę za granicę, trzęsą mi się portki. Powtarzam sobie: żeby tylko nie przynieść wstydu. Przede wszystkim sobie, a w dalszej kolejności - rodzinie oraz krajowi. [śmiech] Ja się zawsze denerwuję. [...] Czasami mnie to za dużo kosztuje" - przyznał teraz szczerze aktor.
2024 rok upłynął Dorocińskiemu na planie "Mayday", w towarzystwie Ryana Reynoldsa i Kennetha Branagha. Co wydarzyło się na planie?
Dorociński bardzo przeżywał udział w filmie "Mayday". Na Instagramie pisał o tym następująco:
"Na tym aktorskim Olimpie [...] siedzi sir Kenneth Branagh. I kiedy dowiedziałem się, że zagram z nim w filmie, to wstrzymałem oddech - raz, dwa, trzy: oddychaj głęboko Marcin - mówiłem sobie. Musiałem się uszczypnąć. I nie powiem. Kolana mi zmiękły. W gardle zaschło. Ale było wspaniale. To był największy zaszczyt mojej kariery. Wielkie wzruszenie, jeszcze większe emocje" - wyznał kilka miesięcy temu.
W wywiadzie dla "Zwierciadła" aktor podzielił się rozczulającą anegdotką. Opowiedział o kręceniu sceny z udziałem Kennetha Branagha.
"Cudowny był moment kręcenia sceny przesłuchania z nim i Ryanem Reynoldsem. Gram tam oczywiście groźnego gościa - więcej nie mogę, niestety, powiedzieć. Długa scena, pełna gadania, nagrywaliśmy ją dwa dni - najpierw kamery na nich, potem na mnie. I nagle w samym środku ujęcia pojawia mi się taki obraz, że jestem w moim rodzinnym Kłudzienku na boisku, mam 15 lat i myślę sobie, co będę robił w życiu. Uśmiechnąłem się, co świetnie korespondowało z tym, że gram faceta, który zaraz komuś zrobi krzywdę" - relacjonował poruszony Dorociński.
"Po scenie Branagh mówi do mnie: »ale super to było z tym uśmiechem! O czym wtedy pomyślałeś?«. »O dzieciństwie. Ja wtedy nawet nie marzyłem, że będę z tobą kiedykolwiek grał«" - wyznał Marcin.
Dorociński przyznał, że czuje się już międzynarodowym aktorem, ale...
"Generalnie to ze wsi jestem. To są moje korzenie, moja mama jest ze wsi, mój tata też. Nie mówię, że mi słoma z butów wystaje, tylko, że ta wieś to dla mnie podstawa. Poszanowanie pracy, poszanowanie ludzi. [...] Kłudzienko jest dla mnie jak wentyl, jadę tam, by pobyć z kolegami, braćmi, rodzicami. Zawsze powtarzam: nie zapominaj, skąd jesteś, bo to cię ukształtowało" - podkreślił z dumą.
Zobacz też:
Marcin Dorociński wyznał prawdę o rodzinnym życiu
Wielkie poruszenie u Dorocińskiego. Aktor długo utrzymywał to w tajemnicy