Maria Niklińska na lata zniknęła z czerwonych dywanów. Gdy ktoś wspominał o jej matce, to "budziła się w niej agresja"
Minęło już ponad ćwierć wieku od chwili, gdy Maria Niklińska (39 l.) zadebiutowała rolą Estoch w serialu „Tajemnice Sagali”, a wkrótce potem dołączyła do obsady „Klanu”. Już wtedy – choć była jeszcze licealistką – miała zadatki na gwiazdę. Wróżono jej wielką karierę, ale ona nie pchała się na afisz i na czerwone dywany. Od lat konsekwentnie idzie własną drogą – co prawda jako aktorka nie rozpieszcza fanów nowymi rolami zbyt często, ale za to świetnie sobie radzi jako piosenkarka.
Maria Niklińska na początku swojej przygody z show-biznesem postrzegana była przede wszystkim jako... córka jednej z najpopularniejszych polskich prezenterek telewizyjnych, Jolanty Fajkowskiej. Nie chciała jednak budować swojej kariery "na plecach" sławnej mamy i robiła wszystko, by jej z nią nie kojarzono.
"Jak mówili, że jestem do mamy podobna, to budziła się we mnie agresja" - wyznała po latach w rozmowie z "Vivą!". Na szczęście te złe emocje nie popsuły relacji obu kobiet, a wraz wiekiem Niklińska zyskała też na dojrzałości: "Teraz patrzę na to inaczej i jestem dumna z tego, czyją jestem córką" - podkreśliła gwiazda.
O tym, by zdawać do Akademii Teatralnej, Maria zdecydowała na długo przed maturą. Tuż przed egzaminami w wywiadzie dla "Ech Dnia" wyznała: "Podobno w tym roku mają być przyjmowani przede wszystkim chłopcy. Jest miejsce tylko dla siedmiu dziewczyn, a konkurencja - jak zwykle - będzie na pewno ogromna. Zamierzam też zdawać egzaminy do Szkoły Głównej Handlowej oraz na ekonomię i filozofię na Uniwersytecie Warszawskim".
Kilka tygodni później znalazła swoje nazwisko na liście przyjętych na wydział aktorski stołecznej szkoły teatralnej. Jeszcze przed ukończeniem studiów, Maria Niklińska zagrała w ekranizacji "Starej baśni", serialach "Pierwsza miłość", "Na dobre i na złe" i "Kryminalni" oraz w kinowym hicie "Ja wam pokażę!". Było niemal pewne, że ma przed sobą wspaniałą karierę i popularność, o jakiej marzą wszystkie młode aktorki. Ona jednak wcale nie chciała "wyskakiwać z lodówki".
"Nigdy nie zachłysnęłam się popularnością, nawet czułam się nią trochę speszona, kiedy ludzie mnie rozpoznawali, podchodzili na ulicy. Do dziś strasznie głupio się czuję, kiedy kupuję gazetę, w której jest wywiad ze mną" - stwierdziła na łamach "Gali", gdy w 2011 roku dostała nominację do Złotej Kaczki za role w filmach "Czarny" i "Prosto z nieba".
Maria była już cenioną aktorką z kilkunastoma świetnymi rolami na koncie i z dyplomem nowojorskiej Circle in the Square Theatre School w kieszeni, gdy nieoczekiwanie postanowiła spróbować swoich sił jako piosenkarka. Co ciekawe, w obraniu tej drogi pomogło jej jedno z niezwykle popularnych telewizyjnych talent show!
Do tego, by zostać wokalistką, ośmielił Marię Niklińską sukces, jaki odniosła, występując w 2009 roku w 5. edycji polsatowskiego show "Jak oni śpiewają". Trzy lata później zdobyła Brązowy Samowar na Festiwalu Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze i rozpoczęła pracę nad swym debiutanckim albumem.
"Już wcześniej miałam różnego rodzaju propozycje, ale nie chciałam w nie wchodzić. Nie chciałam być produktem, dziewczynką, którą ktoś wymyślił i zatrudnił, żeby śpiewała czyjąś wizję. Poza tym... muzyka to nie był mój plan na życie" - opowiadała w wywiadzie dla portalu Infomusic.
Płytę "Maria" Niklińska nagrała, jak twierdzi, na własnych warunkach. Promował ją bardzo odważny teledysk ze śmiałymi erotycznymi scenami lesbijskimi z udziałem aktorki-piosenkarki. Niestety, album nie odniósł spodziewanego sukcesu, a kariera wokalna Marii utknęła w martwym punkcie.
Także jako aktorce przestało się jej wieść, zwłaszcza że pożegnała się z rolami w "Klanie" i "Na Wspólnej". Po premierze debiutanckiego krążka zagrała (do dziś) w zaledwie trzech nowych produkcjach: filmie "Siostry", serialu "Ślad" i fabularyzowanym dokumencie "Czyściec". Na pewien czas zniknęła też z czerwonych dywanów, na których zresztą nigdy nie czuła się zbyt dobrze.
"Jestem przede wszystkim artystką. Show-biznes nie był nigdy moim priorytetem. Zawsze chciałam tworzyć, a pęd show-biznesu mnie przytłoczył. Oczekiwania były chore. Najważniejsze było ubranie, fryzura..." - tak nagłą przerwę w karierze usprawiedliwiała w rozmowie z Kaliną Szymankiewicz z Cozatydzien.tvn.pl.
Maria Niklińska przez ponad pół dekady po debiucie fonograficznym zapowiadała wydanie drugiej płyty, sporadycznie racząc fanów jedynie zwiastującymi ją singlami. Dopiero miesiąc temu na rynku ukazała się obiecywana od dawna "Marlen" - album, o którym piosenkarka mówi, że jest zbiorem piosenek, jakie stworzyła w ciągu ostatnich lat. Do krążka Maria zdecydowała się dołączyć... tomik wierszy.
"Piosenki pisałam i nagrywałam podczas moich podróży. To jest muzyczny "pop niezależny" z inspiracjami soulowymi, nowoczesne i często energetyczne brzmienia. Wiersze z kolei niosą w sobie więcej liryzmu, autorefleksji, mają też formę pamiętnika" - reklamowała "Marlen" na portalu Netfan.
Maria Niklińska mówi dziś o sobie, że jest artystką niezależną, nie wspiera jej żadna duża wytwórnia, więc wszystko, co daje fanom, to jej "prawdziwy przekaz od serca".
"Miałam długą przerwę, więc było już we mnie takie ciśnienie, żeby to urodzić" - powiedziała o "Marlen" podczas wizyty w studiu "Dzień dobry TVN". Żartowała tam też, że to jest "taka przechodzona ciąża".
Aktorka i wokalistka od dawna nie ma już problemu z... mamą. Od kilku lat pozostaje z Jolantą Fajkowską w wielkiej przyjaźni, a w czasie pandemii nagrały nawet razem wielki hit Kabaretu Starszych Panów "Kaziu, zakochaj się", który zrobił w sieci furorę.
"Mama zawsze miała twórcze zdolności, chociaż nigdy nie była pełnowymiarową aktorką. Trochę ją podreżyserowałam na potrzeby nagrania. Myślę, że skoro to spotkało się z tak pozytywnym odzewem, to możemy kontynuować tę akcję. Pójdę chyba za tym głosem i nagramy kolejne rodzinne filmiki" - powiedziała Maria Plejadzie.
Obecnie Maria Niklińska skupia się na promocji swojej drugiej płyty, reżyseruje i produkuje swoje teledyski, ale zamierza też zająć się wreszcie... życiem prywatnym. Choć w tym roku "stuknie" jej czterdziestka, wciąż nie spotkała na swej drodze mężczyzny, z którym chciałaby założyć rodzinę i dzielić życie.
"Tak mi się ułożyło. Może nie mam szczęścia po prostu? Relacje to skomplikowana sprawa po dwóch stronach, żeby dwie strony chciały tego samego i to w tym samym momencie" - powiedziała w programie "Kwarantanna Live" Marcina Cejrowskiego.
"Chcę mieć rodzinę, chcę mieć dzieci" - stwierdziła chwilę później. Dodaje przy tym jednak, że... co ma być, to będzie.
Maria nigdy nie była wylewna, jeśli chodzi o prywatność. W wywiadach nie mówiła o swoich partnerach, nie chwaliła się związkami. To, co chce, by fani o niej wiedzieli, pokazuje w mediach społecznościowych. Na Instagramie obserwuje ją prawie 19 tysięcy osób, a na Tik-Toku ma dwa razy więcej obserwatorów.
Zobacz też:
Maria Niklińska szykuje wielki powrót. Aktorka wydała nową piosenkę
Maria Niklińska: Dlaczego u jej boku nie pojawia się żaden mężczyzna?