Maria Szabłowska wyszła za mąż za swojego szefa. Tworzą zgodną parę od lat
Jej głos znają miliony słuchaczy Polskiego Radia. Maria Szabłowska (72 l.) ma też wiernych wielbicieli wśród telewidzów. Koneserzy muzyki rozrywkowej z przyjemnością oglądali programy "Dozwolone od lat 40" i "Wideoteka dorosłego człowieka", który prowadziła z Krzysztofem Szewczykiem (71 l.). To właśnie z nim łączono dziennikarkę najczęściej. Tymczasem od ponad 40 lat prawdziwe życie dzieli z kimś zupełnie innym. Ze znanym radiowcem i dziennikarzem Markiem Lipińskim.
Początki ich znajomości nie należały do przyjemnych. W latach 70. pani Maria przygotowywała sztandarową audycję radiową "Muzyka i aktualności". Niestety, nie miała łatwego życia z kierownikiem programu. Chyba z nikim nie kłóciła się tak często, jak z nim! Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego. No, chyba że... małżeństwo. Tym nielubianym szefem był właśnie Marek Lipiński...
- Była ambitna i obowiązkowa, a jednocześnie żywiołowa, spontaniczna i uparta - wylicza dziennikarz. - Zresztą te cechy ma do dzisiaj - dodaje. Dopiero po kilku latach burzliwej, zawodowej znajomości, zakochali się w sobie. - Najwyraźniej najpierw musieliśmy się porządnie wykłócić, no i pewnie dzięki temu panuje teraz w naszym związku niemal stoicki spokój - śmieje się pan Marek.
- Wszyscy mówią, że niedobrze jest, jak żona i mąż pracują w tym samym zawodzie. A ja uważam, że wręcz przeciwnie. Nikt tak nie zrozumie pracy dziennikarza radiowego, jak inny radiowiec. Tego, że czasem trzeba pójść do pracy w nocy lub dłużej zostać w montażowni, albo gdzieś pojechać. Mój mąż nigdy nie uważał, że miejsce żony jest tylko w domu - opowiada pani Maria.
Przylgnęła do niej opinia, że w rozmowach z artystami potrafi słuchać, jak mało kto. Pan Marek z kolei jest mistrzem w słuchaniu żony, kiedy jadą samochodem. - Żona jest znakomitym pilotem. Nigdy nie czyni mi uwag, gdy prowadzę. Wie, że dwóch kierowców w jednym aucie to zdecydowanie o jednego za dużo - zachwala pan Marek.
Ich córka Małgorzata urodziła się w stanie wojennym. - To był dar od Boga. Przesiedziałam na 3-letnim urlopie macierzyńskim, odchowałam córkę, mogłam spokojnie patrzeć, jak rośnie. Pod koniec urlopu zaczęłam pracować od północy do trzeciej nad ranem w "Muzyce nocą". Małgosia spała wtedy pod opieką taty - opowiadała pani Maria.
Mimo że córka wychowywała się w studiu radiowym, nie poszła w ślady rodziców. Skończyła wzornictwo na ASP i zajmuje się projektowaniem. - Zawsze jej powtarzałam, że najważniejsze to wykonywać zawód z pasją. Żeby nie traktowała pracy jak obowiązku, tylko, żeby to, co robi, było częścią jej życia - mówi pani Maria.
Jej córka prowadzi z mężem Tomaszem Rygalikiem, dobrze prosperujące studio projektowe. Są rodzicami Franciszki (6 l.), która jest oczkiem w głowie dziadków. - Jestem zwykłą babcią. To dla mnie ogromna przyjemność zajmować się Franią. Jest częstym gościem u nas na Saskiej Kępie.
- Mama zawsze była kolorową postacią. Pięknie wygląda i świetnie się ubiera. O modzie wie wszystko - chwali Małgorzata Rygalik. Mąż pani Marii pieszczotliwie mówi do niej Pućka. - To się wzięło jeszcze z dzieciństwa. Wyglądałam wtedy jak pyza. Potem stałam się bardziej podobna do człowieka, ale mój pseudonim przylgnął do mnie na stałe - śmieje się dziennikarka.
Oboje uwielbiają podróże. Szczególnie upodobali sobie Włochy. Objechali samochodem Sycylię, Sardynię, Korsykę, Lampedusę oraz norweskie fiordy. Ale najlepiej im na Saskiej Kępie. Mieszkają tu od zawsze. - Z tyłu uliczki mamy ogródek, jest blisko do Wisły - zachwyca się pani Maria. A jej mąż dodaje: - Żona nie ma sobie równych, jeśli chodzi o gotowanie, miłość do kwiatów i pielęgnowanie ogrodu. Jej pogodne usposobienie jest dobre na wszystko. Zjednuje sobie wszystkich i tworzy cudowną atmosferę.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: