Marianna Durczok: Kim jest żona szefa "Faktów" Kamila Durczoka?
Marianna Durczok, choć żyje ze swoim mężem w separacji, po aferze stoi za nim murem. Nie każda kobieta potrafiłaby zachować się z taką klasą...
Odkąd opublikowano pierwszy artykuł sugerujący, że szef jednego z programów informacyjnych molestował swoją pracownicę, życie bliskich dziennikarza zmieniło się w piekło. Marianna, pracująca na stanowisku wydawcy w katowickim oddziale TVP, stała się cieniem człowieka.
- Zwykle taka serdeczna, uśmiechnięta, była ewidentnie przybita. Z nikim nie rozmawiała, unikała kontaktu wzrokowego - mówi jeden z pracowników stacji.
- Jej sytuacja jest bardzo niezręczna, bo jest także członkiem Komisji Etyki TVP, a mąż wywołał wielki skandal. Zresztą od lat przysparza jej kłopotów. Na Śląsk dochodzą plotki o jego ekscesach. A ona złego słowa o nim nie powiedziała - kwituje informator "Na Żywo".
Jak twierdzą osoby z otoczenia pary, małżonkowie od lat żyją osobnym życiem. A przecież nim Kamil został wielką gwiazdą dziennikarstwa i przeniósł się do Warszawy, byli sobie z Marianną bardzo bliscy.
Na początku to ona utrzymywała dom. Kamil, syn znanego na Śląsku dilera samochodowego, miał podobno dość niefrasobliwy stosunek do życia i pieniędzy. Studiował prawo, ale go nie skończył, pracował w radiu, założył firmę reklamową, która splajtowała.
- Marianna do dziś się śmieje, że poznała dyrektora, a wychodziła za mąż za bezrobotnego. Mieszkaliśmy w 36-metrowym mieszkaniu na 21. piętrze katowickiego mrówkowca i utrzymywaliśmy się tylko z pensji żony - wspominał w jednym z wywiadów Durczok.
W katowickim oddziale TVP to kilka lat starsza Marianna była gwiazdą. To ona nauczyła go dziennikarskiego fachu i - choć uczeń przerósł mistrza - cieszyła się z jego sukcesów.
Gdy w 2000 r. mąż dostał propozycję pracy w Warszawie, uważała, że musi wykorzystać tę szansę.
Do stolicy Kamil zabrał zdjęcie żony, syna i psa. Stało na jego biurku, by przypominać o tym, co w życiu ważne. Choć kariera w stolicy nabierała tempa, a on zdobył tytuł Dziennikarza Roku, na weekendy wracał do Katowic.
- Śląsk przywraca mi dobre proporcje. W domu nie mam statusu gwiazdy. Żona wręcza mi kubeł ze śmieciami, wysyła na spacer z psem i po zakupy. Tylko ona potrafi mnie tak sprowadzić na ziemię - żartował.
W 2002 r. przekonał się, że na Mariannę może liczyć. To ona pierwsza usłyszała od lekarzy diagnozę, która dawała mu 50 proc. szans na pokonanie złośliwego raka.
- Miałem wrażenie, że wszyscy, poza moją żoną, która się otrząsnęła i była bardzo dzielna, są bardziej przerażeni od mnie - przyznał Kamil na łamach książki "Wygrać życie".
Marianna ujawniła w niej, ile kosztowała ją choroba męża. - Wychodziłam do kuchni i po prostu płakałam - przyznała. Tak odreagowywała zachowanie Kamila, który przytłoczony cierpieniem, bywał "obcy, zły, wściekły na otoczenie".
Podtrzymywała go na duchu, gdy tracił wiarę w sens leczenia. Tłumaczyła 5-letniemu wówczas synkowi, który bał się łysego ojca, że jego włosy znów odrosną.
Po wyzdrowieniu, jak wielu pacjentów, którzy cudem uniknęli śmierci, Durczok zapragnął żyć "na pełnych obrotach".
W domu bywał coraz rzadziej, a z biurka zniknęło zdjęcie najbliższych. W stolicy krążyły plotki o jego nocnych eskapadach i imprezach z celebrytkami.
Niektórzy twierdzili, że z Marianną łączyły go już tylko finanse. Podobno jako szef "Faktów" zarabiał 100 tys. zł miesięcznie, a 30 tys. przelewał na konto żony. Marianna doceniała hojność męża, bo w Katowicach zarabia jedynie 5 tys. zł. Ale, jak pokazują ostatnie wydarzenia, małżonków łączy coś więcej niż pieniądze.
- Marianna zawsze liczyła, że Kamil się opamięta - mówi znajoma dziennikarki. - Jako Ślązaczka wierzy w trwałość małżeństwa. Wychowała się w tradycji, że kobieta powinna stać murem przy swoim mężu. To miłość jak ze stali, śląskiej stali - kwituje.