Mariusz Czajka pojechał na wakacje pierwszy raz od 13 lat. Szybko pożałował!
Nie ten sam człowiek! - Tak w dużym skrócie można określić dziś Mariusza Czajkę, który jeszcze w styczniu tego roku żebrał o pieniądze na pogrzeb mamy, miał długi i był bez pracy. Mało brakowało, a wpadłby w ciężką depresję, ale to już przeszłość. Zaskakujące, jak dziś wygląda życie aktora...
Kilka miesięcy temu Mariusz Czajka był w naprawdę trudnej sytuacji. Aktor był tak zadłużony, że nie było go nawet stać na to, by godnie pochować mamę.
Wtedy wpadł na pomysł, by zorganizować zbiórkę pieniędzy. Niespodziewanie fani wyciągnęli do niego pomocną dłoń i w ciągu niecałych dwóch dni uzbierali dla niego przez publiczną zbiórkę kilkadziesiąt tysięcy złotych!
Aktor nie zmarnował ani złotówki. Opłacił pogrzeb mamy i wyszedł z długów, a do tego producenci filmowi, którzy sobie o nim przypomnieli, postanowili wykorzystać jego talent w nowej produkcji TVP.
- Dostałem jedną z głównych ról w serialu "Remiza". Zostałem Stanisławem Orzechowskim, emerytowanym komendantem Ochotniczej Straży Pożarnej w Brzezinach. Mam żonę, syna, wnuczkę i jestem głosem rozsądku w lokalnych sporach. Chodzę w swetrach i wełnianych marynarkach, jak na dziadka przystało - mówi nam ze śmiechem Czajka.
Co ciekawe, na planie jest chyba najpopularniejszym aktorem, bo producenci dali szansę młodym, wybijającym się ludziom i to jeszcze bardziej podoba się Mariuszowi.
- Tak powinno być, czasem ci młodzi mają więcej talentu niż starzy wyjadacze, a widzom należy się jakaś odmiana. Ile można oglądać wszędzie te same twarze. Ja też wracam z daleka, bo przez ostatnie 30 lat grałem głównie w teatrze - dodaje.
Rola w serialu, który będzie emitowany codziennie od poniedziałku do piątku daje Czajce stabilizację finansową. Udało mu się nawet zaoszczędzić i po raz pierwszy od 13 lat wybrał się na wakacje, ale... szybko pożałował!
- Byłem przez tydzień w Jastarni, u znajomych i miałem wrażenie, że cała Polska przyjechała na Półwysep Helski. Tysiące ludzi. Bez masek oczywiście. Nocą dyskoteka na plaży - człowiek przy człowieku, jakby nie było pandemii - żali się Czajka.
To jednak nie wszystko. Prawdziwy szok przeżył w portowej smażalni ryb.
- Za porcję turbota z surówką i ziemniakami zapłaciłem 66 złotych. Pożaliłem się koledze, a on mnie pocieszył, że w Kołobrzegu za dorsza z dodatkami zapłacił 150. Zaniemówiłem - relacjonuje.
Czajka z ulgą wrócił do Warszawy po po 4 godzinnym staniu w korkach z na Półwyspie i trzech burzach z gradem po drodze.
Teraz zabiera się za remont mieszkania po śmierci mamy i robi wszystko sam, bo ceny usług ekip budowlanych skoczyły jeszcze bardziej niż ryby w smażalniach.
- Dla uspokojenia zamknę się w Polskim Radiu, gdzie nagrywam audiobooka do bardzo ciekawej książki Anglika Bernarda Newmana "Rowerem przez II RP". Obiecałem sobie, że będę angażował się w wartościowe projekty, a ten z pewnością sprawiłby przyjemność mojej mamie i ciekawie pokazuje przedwojenną Polskę - kończy.
***