Marta Manowska: Teraz jest już trochę lepiej

Jeszcze cztery lata temu, kiedy Marta Manowska odwiedzała rodzinny dom w Katowicach, na stole czekał na nią tradycyjny śląski obiad: mięsna rolada, kluski z mąki i ziemniaków oraz modra kapusta. 

Gotowała zwykle babcia, która zawsze dbała o wnuczkę. Teraz babcia ma jednak utrudnione zadanie. Wprawdzie cieszy się, że Marta odwiedza rodzinę o wiele częściej niż kiedyś, bo wciąż jest w trasie z powodu programów „Rolnik szuka żony” i „Sanatorium Miłości”. 

Ale jej o wiele trudniej dbać o wnuczkę, gdyż Marta od czterech lat nie jada mięsa i o babcinych specjałach nie chce słyszeć.

"Na początku babcia miała z tym problemy, ale już zaczyna to akceptować. Coraz rzadziej słyszę pytania: dlaczego nie możesz tego zjeść? A jestem dość trudnym przypadkiem, bo nawet ryb podczas Świąt nie jem" – mówiła prezenterka w wywiadzie. 

"Kiedyś nie jadłam słodyczy. Pamiętam, że babcia tłumaczyła mi wtedy, że to przecież tylko mąka, jajka i cukier. Teraz już jest trochę łatwiej. Zauważam, że gdy przyjeżdżam, to jest coś wegetariańskiego, przygotowanego tylko dla mnie" – dodaje.

Babcia idzie z duchem czasu

Zmiany w rodzinnym menu to nie tylko zasługa Marty. Jej babcia jest osobą otwartą na nowe trendy. 

"Myślę, że jest nowoczesna bardziej niż niejeden młody człowiek. Jest także tolerancyjna i wyrozumiała, że ma w sobie dużą potrzebę uczestniczenia w zmieniającym się świecie" – opowiadała Marta w innym wywiadzie. 

Jest dumna, że babcia idzie z duchem czasu i korzysta z internetu oraz smartfona. Zainstalowała jej w telefonie aplikację WhatsApp, w której założyła grupę „Rodzinka”, dzięki czemu babcia może na bieżąco śledzić jej życie.

"Babcia operuje prostym systemem wartości. Powtarza, że dla niej największym szczęściem jest to, że ma kochające dzieci, wnuki, męża, z którym stworzyła wspaniały związek" – mówi Marta. 

Sama też podąża tą drogą.

***