Martyna Wojciechowska: Niemożliwe nie istnieje
Długie, falujące blond włosy, olśniewający uśmiech oraz... czarne spodnie bojówki i wojskowe buty. Tak wygląda, gdy rozmawiamy i taka po prostu jest.
Ujmująco kobieca, a zarazem twarda niczym amerykańscy marines. Zawsze w podróży, pomaga bohaterkom dnia codziennego, które spotyka podczas kręcenia programu "Kobieta na krańcu świata". Teraz także dzięki Fundacji UNAWEZA. Co to znaczy?
Objechała pani cały świat. Jest coś, co łączy wszystkie kobiety, nawet w najbardziej odległych zakątkach świata?
- Choć pozornie różni nas wiele: miejsce urodzenia, kolor skóry, wyznanie, doświadczenia życiowe, orientacja seksualna - to jednak zdecydowanie więcej nas łączy. Każda z nas chce kochać i być kochaną. Każda z nas chce w spokoju wychowywać swoje dzieci i dać im lepsze życie niż same mamy. I każda z nas pragnie szczęścia. Nie ma wątpliwości, że w bohaterkach programu "Kobieta na krańcu świata" każda kobieta odnajdzie też siebie. Tak samo, jak ja.
Jest pani mamą adopcyjną dwóch dziewcząt: Kabuli i Tatu. Przygarnie pani jeszcze kogoś do serca?
- Z potrzeby pomagania zrodziła się Fundacja UNAWEZA. Będziemy tulić tak dużo kobiet i dzieci jak się da. I to już się dzieje!
Co oznacza to słowo?
- W języku suahili znaczy "możesz". Masz potencjał, masz moc. W pewnym sensie Kabula jest matką chrzestną fundacji. Bo to słowo usłyszałam po raz pierwszy od niej.
Jak to wyglądało?
- Gdy w 2014 roku przyjechałam do tanzańskiej szkoły, zobaczyłam Kabulę siedzącą w ławce. Przysiadłam się, zajrzałam do jej zeszytu od suahili i zauważyłam słowo "unaweza". Zapytałam, co znaczy, na co odparła: "You can", czyli możesz. Wypowiedziała je bardzo mocno. A ja dobrze zapamiętałam tę chwilę. To był też pierwszy raz, kiedy się do mnie uśmiechnęła. I dlatego tak nazwałam fundację. Od początku istnienia programu "Kobieta..." pomagaliśmy naszym bohaterkom z grupą przyjaciół i całą redakcją. W końcu przekuliśmy to w coś, co będzie miało długofalowe skutki. Fundacja UNAWEZA niesie pomoc bohaterkom programu i ich rodzinom, dzieciom. Dajemy skrzydła poprzez wyrównanie szans edukacyjnych, ekonomicznych, medycznych, prawnych.
Jaką pomoc otrzymują Kabula i Tatu?
- Obie mają stypendia naukowe, uczą się w prywatnej szkole Montessori. Ale obie przede wszystkim są bezpieczne, co w Tanzanii dla osób z albinizmem nie jest takie oczywiste. Ważne jest też to, że Kabula chce zostać prawniczką, pomagać innym i dzielić się tym, co dostała.
Pani córeczka, Marysia, rośnie jak na drożdżach. Czy ona jest też tak odważna jak pani? Czy może zupełnie inna?
- Marysia ma 11 lat i jest po prostu sobą. Nie staram się oceniać jej przez mój pryzmat. Ani ona, ani ja nie lubimy porównywania. Już teraz widać, że idzie zupełnie inną, własną ścieżką. Ale na pewno jest otwarta i bardzo ciekawa świata. W ciągu tych 11 lat zrealizowałam ponad 80 odcinków programu i nieraz rozmawiałyśmy o nich w domu.
O czym na przykład?
- Dla Marysi jest niezrozumiałe, że gdzieś na świecie dziewczynki nie mają takich samych szans jak chłopcy, że nie mogą się uczyć. Jest tym szczerze oburzona, z czego jestem dumna. A równocześnie sama nie ma poczucia, że coś ją ogranicza, czegoś nie może tylko dlatego, że jest dziewczynką.
W pani domu rodzinnym było podobnie? Znana jest pani z wielkiego zamiłowania do rajdów samochodowych, do motocykli, skoków ze spadochronem, wspinaczek wysokogórskich...
- Taka byłam od zawsze. Wychowałam się w domu, gdzie pozwalano mi realizować się w sportach i zajęciach kiedyś uważanych za typowo męskie. Tata prowadził warsztat samochodowy, zatrudniał w nim sporo osób, a ja spędzałam z nim godziny w pracy. Uwielbiałam słuchać rozmów o regulacji gaźników i wymianie klocków hamulcowych. A potem, gdy byłam już starsza, rozmawiać o koniach mechanicznych i sama się ścigać motocyklami i samochodami. Rodzice bardzo mnie wspierali. To dzięki nim nabrałam pewności i wiary, że niemożliwe nie istnieje. Bo jako dziecko, wbrew pozorom, byłam bardzo nieśmiała. Nauczyli mnie, że mogę realizować swoje pasje i spełniać marzenia. Pomogli rozwinąć skrzydła. Podobnie chcę wychować i rozwijać moją córkę.
Rozmawiała Anna Ratigowska