Martyna Wojciechowska wygrała z tajemniczą chorobą?!
Martyna Wojciechowska (41 l.) stawia sobie coraz trudniejsze wyzwania, godzi macierzyństwo z podróżami na kraniec świata. Czy uda jej się także... wytrwać z mężczyzną?
Pod koniec zeszłego roku o jej zdrowie drżała cała Polska. Martyna Wojciechowska, znana podróżniczka i dziennikarka, schudła 20 kilogramów, osłabła. Zawsze niechętnie dzieliła się informacjami ze swego życia prywatnego, kiedy więc wydała oświadczenie o trawiącej ją tajemniczej chorobie, tym bardziej zatrwożyła fanów.
Z tropikalną bakterią, którą złapała w czasie jednej z podróży, walczyli lekarze w Polsce i USA. Na szczęście to już przeszłość. "Martyna jest zdrowa, czuje się dobrze" - wyznała w "Twoim Imperium" anonimowo osoba z jej bliskiego otoczenia. Dodała, że gwiazda nie mogła się już doczekać, kiedy wróci do pracy i swych pasji.
Akurat to ostatnie nie skończyło się najlepiej - kilka tygodni temu Wojciechowska miała wypadek na ukochanym motocyklu. Pojazd poszedł na złom, a jego właścicielka złamała obojczyk. "Konieczna była operacja, tytanowy implant, kilka śrub i 21 szwów" - wyznała lekko, jakby niezbyt się tym przejęła.
Czy dlatego, że śmierci w oczy spoglądała już wiele razy? Jako dziecko chorowała na astmę, mononukleozę, niewydolność żylną i zapalenie opon mózgowych. Gdy była w liceum, lekarze wykryli u niej chorobę nowotworową, musiała przejść chemioterapię. Miała kilka groźnych wypadków - spadła ze schodów, tracąc przytomność i poraził ją prąd, gdy do wanny wpadła jej suszarka. Gdy miała 17 lat, w wypadku na nartach złamała kręgosłup. Chwile grozy przeżyła też, gdy motorówka, którą płynęła, wybuchła na środku jeziora. Podróżniczka doznała rozległych poparzeń. "Bywały okresy, że przez pół roku leżałam w szpitalu. Mama ze mną. Momentów, w których mogłam odejść z tego świata, było wiele, na jej oczach gasłam" - powiedziała raz. "Od czasów zerówki nie pozwalam sobie na mazanie się" - podkreśla często.
Ale po tym, co się stało w 2004 r. na Islandii, podczas zdjęć do programu "Misja Martyna", nie panowała nad emocjami. W wypadku samochodowym zginął operator kamery, jej przyjaciel Rafał Łukasiewicz, a ona miała pękniętą kość łonową i znów złamała kręgosłup. Lekarze zapakowali ją w gorset i wydali wyrok. "Koniec z pani pasjami: nartami, jazdą na motorze, wspinaczką, nurkowaniem, skokami na bungee" - usłyszała diagnozę. "Przy śniadaniu patrzyłam, jak łzy kapią jej do zupy mlecznej. Nie umiała pogodzić się z tym, że jej życie się zmieni" - zdradza matka gwiazdy, Joanna Wojciechowska.
I rzeczywiście, nie pogodziła się. Szybko do głosu doszła jej dusza wojowniczki. "Zaczęłam się buntować przeciwko takiej diagnozie, ćwiczyć - i proszę, niemożliwe stało się możliwe" - wspomina Martyna Wojciechowska. Półtora roku po wypadku zdobyła najwyższą górę świata, Mount Everest.
Po wypadku miała nigdy nie zajść w ciążę. Zrobiła aż siedem testów, nie mogąc uwierzyć, że zostanie matką. Raczej nie wpadła w euforię. Na siłę chciała udowodnić, że może żyć jak wcześniej. Nie zrezygnowała ze wspinaczki na Elbrus. Po urodzeniu córki, ośmioletniej dziś Marysi, płakała. "Widziałam, że sytuacja ją przerosła" - zdradza matka gwiazdy. Ale ona widzi dziś w córce... siebie. "Marysia to mały naukowiec" - mówi źródło tygodnika. "Nie boi się dżdżownic, ani pająków. Martynę bardzo to cieszy".
Niedawno pojechały razem na Florydę, gdzie dziennikarka robiła reportaż o delfinoterapii. Marysia połknęła podróżniczego bakcyla. Teraz piszą razem książkę o zwierzętach. "Wyrasta mi na partnerkę" - mówi z dumą w wywiadzie Wojciechowska.
Ojciec Marysi, Jerzy Błaszczyk, który zmarł w lutym br. na nowotwór, rozstał się z podróżniczką niedługo po narodzinach córki. Był nurkiem głębinowym, wyczynowcem, jak to mężczyzna Wojciechowskiej. Zawsze wybierała sobie podobnych do siebie partnerów: twardych, nieustraszonych, wojowników. Ale takim indywidualistom trudno żyć w parach. "Pięć razy byłam zaręczona, dwa razy zrezygnowałam ze ślubu w ostatniej chwili" - wyznała niedawno Martyna Wojciechowska.
A jednak, kiedy spotyka miłość, daje jej szansę. Ostatnio związała się z Michałem Wieczorkiem, ratownikiem medycznym, uczestnikiem misji ratunkowych w krajach ogarniętych wojną. Zamieszkali razem w ubiegłym roku, ale nie afiszują się z tą znajomością. To mężczyzna nade wszystko uwielbiający wyzwania. On też wyznaje zasadę, że nie ma rzeczy niemożliwych. Zdają się dla siebie stworzeni.
Czy jednak są stworzeni do stałego związku?
HELENA KOCYK