Martyna Wojciechowska zmaga się z tragedią. Musi być dzielna dla córki!
Martyna Wojciechowska (41 l.) od zawsze zmaga się z przeznaczeniem. Kilka razy jej życie wisiało na włosku. Teraz też walczy z chorobą. I opłakuje śmierć ojca swojej córki.
Odbierając niedawno Telekamerę dla osobowości telewizyjnej, Martyna Wojciechowska wydawała się tryskać energią.
Nadal bardzo wychudzona, wycieńczona tajemniczą chorobą, z którą od miesięcy się zmaga, dziękowała telewidzom, którzy oddali na nią 41% głosów.
Z radością i nadzieją opowiadała o planach kręcenia kolejnych odcinków "Kobiety na krańcu świata".
Ci, którzy dobrze znają podróżniczkę, w jej oczach dostrzegli jednak przejmujący smutek.
Kilka dni później wyszło na jaw, co było jego powodem.
Osoba bardzo jej bliska - płetwonurek Jerzy Błaszczyk (†46 l.), ojciec jej córeczki Marysi (7 l.), od miesięcy toczył nierówną walkę z rakiem.
Czytaj dalej na następnej stronie
Choć od lat nie byli już parą, wspierała go w tym boju.
Sama jako nastolatka chorowała na nowotwór i wyzdrowiała.
By dodawać otuchy dzieciom, które teraz zmagają się z tą straszną chorobą, włączyła się w zbieranie funduszy dla Kliniki Przylądek Dobrej Nadziei we Wrocławiu.
Miała nadzieję, że Jerzy również pokona chorobę.
Niestety, zmarł 26 lutego, a ona musiała powiedzieć córeczce, że jej tata odszedł na zawsze.
Śmierć byłego partnera jest dla niej wielkim ciosem, ale w związku z tą tragedią nie wydała żadnego oświadczenia.
Czas żałoby po śmierci Jerzego to dla nich ważna, emocjonalna próba.
Czytaj dalej na następnej stronie
Martyna nie ukrywała nigdy, że nie jest łatwą partnerką.
Choć zawsze podziwiała wieloletnie małżeństwo swoich rodziców, długo nie potrafiła stworzyć podobnego.
- Pięć razy się zaręczyłam, dwa razy odwoływałam ślub pięć minut przed uroczystością. Nie żałuję, że tak się stało. Potrafiłam się uwikłać w jakąś relację tylko dlatego, że chciałam całemu światu udowodnić, że będę szczęśliwa - wyznała w jednym z wywiadów.
Jej serce mógł zdobyć jedynie człowiek pełen pasji.
Jerzy Błaszczyk, podróżnik, płetwonurek, ówczesny rekordzista Polski w nurkowaniu głębinowym, wydawał się być idealnym partnerem dla takiej kobiety jak Martyna.
Oboje kochali ryzyko i adrenalinę, nie potrafili zbyt długo wypoczywać w domowych pieleszach.
Rozumieli swoje wybory. Podobne poglądy na życie i wspólne cele były szansą na szczęśliwy związek.
Czytaj dalej na następnej stronie
Zwłaszcza że w 2008 r. na świecie pojawiła się ich córka.
- Nie mogłam sobie wymarzyć bardziej wspierającego, troskliwego ojca dla mojego dziecka - wyznała podróżniczka.
Niestety, gdy Marysia miała kilka miesięcy, związek jej rodziców się rozpadł.
- Rozstali się, ale ze względu na córkę mądrze poukładali swoje relacje - zdradza znajomy pary w "Na Żywo".
Kiedy Martyna wyjeżdżała realizować swoje pasje, spędzał dużo czasu z ich dzieckiem.
Bronił byłej partnerki, gdy zarzucano jej, że opuściła małą córeczkę i pojechała zdobywać szczyt na Antarktydzie.
- Ona przeznaczyła raptem trzy tygodnie na ten wyjazd, a dla 8-miesięcznego dziecka jest bez znaczenia, że mamy nie będzie na jej pierwszych świętach - powiedział w wywiadzie.
Sam zrobił dwa lata przerwy w nurkowaniu, by częściej być obecnym w życiu Marysi.
Bolały go opinie, że zostawił swoją partnerkę z dzieckiem, a sam ruszył w świat.
Czytaj dalej na następnej stronie
Podróżniczka i jej były partner starali się sprawiedliwie dzielić rodzicielskimi obowiązkami.
Gdy w 2014 r. Martyna wróciła z jednej z podróży, Jerzy czekał na nią na lotnisku z córką i kwiatami.
- Martyna wiedziała, że może realizować swoje pasje, bo Marysia oprócz dziadków ma także fantastycznego tatę. Gdyby coś jej się stało, jej córka nie zostałaby sama - mówi informator tygodnika.
Czy po śmierci Jerzego Martyna zacznie teraz bardziej na siebie uważać?
Jej brawurowe życie obfitowało dotąd w wiele dramatów. Wymykała się śmierci o włos.
Jako nastolatka przeszła chemioterapię, przeżyła porażenie prądem, wybuch motorówki.
Podczas realizacji programu "Misja Martyna" złamała kręgosłup w wypadku samochodowym.
W ubiegłym roku ciężko zachorowała. Jej znajomi są przekonani, że pokona chorobę.
- Musi być silna, by dać Marysi wspaniałe dzieciństwo. Nie zrezygnuje z marzeń, ale dobro dziecka coraz częściej stawia nad własnymi ambicjami. A teraz Marysia ma tylko ją - mówi znajoma podróżniczki.