Maryla Rodowicz i Daniel Olbrychski: połączyło ich gorące uczucie!
O związku Maryli Rodowicz (70 l.) i Daniela Olbrychskiego (71 l.) dziś mało kto pamięta. A oni byli bardzo w sobie zakochani. Jednak ta miłość nie przetrwała próby czasu. Zakończyła się po trzech lata wspólnego życia, a powodem był… m.in. inny mężczyzna.
Dość długo nie znali się osobiście, choć każde z nich słyszało o pozostałych. Daniel Olbrychski lubił śpiewać "Małgośkę", nieśmiertelny przebój Maryli Rodowicz, w zakopiańskich knajpach, gdy kręcił w górach "Potop". Ułożył nawet własną wersję, godną XIII księgi "Pana Tadeusza". Zaczynała się: "To był maj, pachniała Gośce kępa...". Dalej już, niestety, nie nadaje się do zacytowania.
Ona zaś oglądała aktora w "Popiołach" i "Panu Wołodyjowskim". Całkiem jak Andrzej Jaroszewicz (69 l.), który oboje widział na małym i dużym ekranie. Oni zaś świetnie wiedzieli kto zacz, bo każdy znał "Czerwonego Księcia", jak nazywano syna urzędującego premiera.
To o nim szeptano, że podpala papierosy studolarówkami. Już wtedy młody premierowicz odnosił sukcesy jako kierowca rajdowy, a Olbrychski i Rodowicz bardzo interesowali się samochodami.
Właśnie od auta zaczął się romans aktora i piosenkarki. Pewnego dnia menadżer artystki zadzwonił do Olbrychskiego z prośbą, aby przyprowadził z prowincji do stolicy jej porsche. Zgodził się, a w środku zostawił dla niej karteczkę: "Jestem trochę fetyszystą i na razie tulę się do kierownicy".
Od tamtej pory zaczęli się spotykać, aż w końcu razem zamieszkali. To dla Maryli aktor odszedł od żony, tyle, że tamta za nic nie chciała dać mu rozwodu. Nie mógł się więc ożenić z piosenkarką, nawet gdy zaszła w ciążę. Gdy poroniła zaczęli się od siebie oddalać. On pił, balował, znikał z domu, ona szukała go nocami u znajomych...
Czytaj dalej na następnej stronie
Gdy napięcie między kochankami było spore, pojawił się ten trzeci - premierowicz. Przystojny, bogaty, z fantazją i opromieniony mocą ojcowskiej władzy. Pierwsze spotkanie było przypadkowe, ale Maryla wpadła mu w oko i zaczął ją adorować. Z rozmachem, jak na "Czerwonego księcia" przystało. On wprawdzie też był żonaty, ale oboje uznali, że to drobiazg.
Jak słał artystce kwiaty, to koszami. Jak się wybierał na jej koncert, to z obstawą, żeby wszyscy widzieli. Przyjeżdżał do niej "porschakami", wiedząc, że to jej ulubiona marka, a kiedyś nawet przyprowadził swoją wyścigową lancię stratos i woził nią Marylę po leśnych dróżkach. Aż się za nimi kurzyło!
Olbrychski widział, co się święci, ale nie mógł nic poradzić, choć sprowadził na odsiecz jej mamę z Włocławka. Pewnego razu aktor pokłócił się z wokalistką przez telefon. Zażądał, by szybko wracała do domu, ona wolała zostać na kolacji u znajomych, gdzie był premierowicz. "Kmicic" wsiadł w auto i ruszył tam, gdzie bawiło towarzystwo.
Furtka była zamknięta, więc przeskoczył parkan, wkroczył do salonu i... przyłożył w zęby konkurentowi. Ten był w takim szoku, że nie zareagował. Ale z panny nie zrezygnował. Wygrał (na krótko) - wybrała jego.
Jej trzyletni związek z Olbrychskim rozpadł się. A z Jaroszewiczem, trwał około... dwóch tygodni. Książęca miłość się ulotniła. Cierpienie opuszczonej artystki dostrzegł nawet Jerzy Urban, który z żoną, Agnieszką Osiecką i Rodowicz spędzał urlop w Bułgarii.
"Maryla co raz wyrywała się ku jakiemuś nagusowi, bo jej przypominał Jaroszewicza. Ciągle tkwił w jej oczach. Na widok każdego rozebranego mężczyzny zrywała się biedulka, bladła i mówiła drżącym głosem: To chyba Andrzej" - napisał w książce.
Olbrychski rzucił się w wir pracy.
- Nie udało nam się z Marylą. Parę tygodni się męczyłem, aż, że tak powiem, odciąłem sobie tę nogę - podsumował. A Książę wrócił do swoich spraw: żony i samochodów...
***
Zobacz więcej materiałów z życia celeberytów