Matka Młynarskiej dla rodziny poświęciła wszystko. Mąż Wojciech Młynarski zostawił ją w dniu urodzin
Adrianna Godlewska była na początku lat 60. ubiegłego wieku świetnie zapowiadającą się aktorką. Niedługo po ukończeniu warszawskiej PWST i debiucie na scenie stołecznego Teatru Syrena na dwa lata wyjechała do Paryża, gdzie śpiewała wieczorami do kotleta, by zarobić na opłacenie studiów na Sorbonie. W stolicy Francji grała też w reklamówkach i statystowała w filmach. Wróciła do Polski z nadzieją, że zrobi wielką karierę, ale poznała Wojciecha Młynarskiego, została matką i zapomniała o karierze.
To, że zostanie artystką, Adrianna Godlewska postanowiła pewnego lipcowego popołudnia 1948 roku. Miała 10 lat, gdy w łódzkim Teatrze Letnim zaczęto grać "Jadzię wdowę" - muzyczną farsę, o której mówiono, że co prawda pozbawiona jest wszelkiego sensu, ale za to śmieszy do łez. Ada uprosiła ojca, by zabrał ją na jeden ze spektakli, ale...
"Organizatorzy nie przewidywali obecności małolatów na widowni" - wspomina.
Zaprzyjaźniony z jej tatą dyrektor teatru pozwolił, aby obserwowała scenę przez szparę w namiocie, w którym odgrywano przedstawienie. Ten jeden wieczór zdecydował o jej życiu.
"Wróciłam do domu nieprzytomna z wrażenia. Wtedy zaczęła się moja miłość do teatru muzycznego, operetki, piosenki" - wyznała po latach na kartach autobiograficznej książki "Jestem, po prostu jestem".
Przystępując do matury, niespełna 17-letnia Adrianna doskonale wiedziała, do drzwi której warszawskiej uczelni zapuka, gdy będzie już miała w rękach świadectwo dojrzałości. Na to jednak, by spełniło się jej marzenie o studiowaniu na wydziale aktorskim w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, musiała poczekać dwa kolejne lata. Na upragnione studia dostała się bowiem dopiero za trzecim podejściem.
"Beztroskie lata w ukochanych murach na Miodowej to najpiękniejszy okres mojej młodości" - mówi dziś, opowiadając o tamtych czasach.
Ada szczególnie lubiła zajęcia z piosenki, które prowadził Ludwik Sempoliński, jej ukochany wykładowca. Była w siódmym niebie, kiedy po przedstawieniu dyplomowym, do którego przygotowywała się pod okiem "Lunia" (tak studenci nazywali Sempolińskiego), dostała angaż w Teatrze Syrena, którego największą gwiazdą był wówczas nie kto inny, jak jej ulubiony profesor z PWST. On również ucieszył się, że nadal będzie ją miał na oku.
Zanim w 1962 roku, a więc po dwóch sezonach w Syrenie, Adrianna Godlewska - na zaproszenie znajomych - wyjechała do Paryża, zagrała u boku swego mistrza najpierw Klarę, a później Mademoiselle de Paris w "Słomkowym kapeluszu". Z żalem rozstała się ze sceną przy ulicy Litewskiej, ale okazja, by na pewien czas zamieszkać w stolicy Francji, mogła się już nigdy nie powtórzyć.
W Paryżu - mieście miłości i sztuki - Adrianna zakochała się od pierwszego wejrzenia. Imała się różnych zajęć, by zarobić na opłacenie studiów na Sorbonie: opiekowała się dziećmi i seniorami, wystąpiła w reklamówce proszku do prania, a nawet statystowała w filmie, w którym główne role grali Claudia Cardinale i Jean-Paul Belmondo.
Właścicielka nocnego bistro przy rue du Bac, pochodząca z Polski pani Kasia, pozwoliła młodej aktorce przygotować i zaprezentować w lokalu własny program artystyczny. Ada przez miesiąc śpiewała wieczorami do kotleta, a za dnia pomagała francuskim kucharzom zatrudnionym w bistro "Mazurka" gotować bigos i lepić pierogi.
"Upływał dzień za dniem i ani się obejrzałam, jak minęły dwa lata od mojego przyjazdu do Paryża. Aby układać dalsze plany, musiałam mieć uregulowaną sprawę paszportową, a to okazało się niemożliwe. Odmówiono mi przedłużenia ważności paszportu, co oznaczało, że muszę wracać do Polski" - wspomina.
Natychmiast po wylądowaniu na Okęciu Adrianna pobiegła do swej byłej szkoły na Miodową. Chciała pochwalić się Ludwikowi Sempolińskiemu, że oklaskiwała Edith Piaf, Yvesa Montanda i wielu innych artystów, o których opowiadał na zajęciach z piosenki. "Lunio" nieoczekiwanie zaprosił ją do asystowania mu przy dyplomie muzycznym, który właśnie przygotowywał. Zgodziła się bez chwili wahania.
Pewnego dnia wychodzącą z uczelni Adriannę zaczepiła studentka drugiego roku, Barbara Młynarska.
"Oznajmiła mi, że jej brat robi kabaret i że ma ochotę skontaktować się ze mną, i czy ja bym nie wstąpiła do kawiarni Nowy Świat, bo on tam właśnie teraz będzie miał premierę i będę mogła z nim porozmawiać" - opowiada pani Adrianna.
Kilka dni później po raz pierwszy zobaczyła Wojtka... Młodszy od niej o trzy lata błękitnooki chłopak ostrzyżony na jeża zrobił na niej piorunujące wrażenie.
"Stanął na maleńkiej estradce, a przez moją głowę przeleciała jak błyskawica myśl: to będzie mój mąż!"- napisała po latach w swojej książce.
Po występie Wojciech Młynarski - znany już wówczas z "Podwieczorku przy mikrofonie" młody poeta - podszedł do stolika, przy którym siedziała Ada, jej przyjaciółka piosenkarka Fryderyka Elkana i jakaś nieznana im, ale bardzo sympatyczna młoda blondynka. Okazało się, że to narzeczona Wojtka.
Wkrótce potem Adrianna spotkała Młynarskiego w gmachu PWST.
"Ja przyszłam na zajęcia, Wojtek w jakimś tam interesie. Pogawędziliśmy chwilę, powiedział mi, że rozstał się z dziewczyną. Umówiliśmy się na kawę" - opowiadała w wywiadzie.
Od tamtej pory spotykali się niemal codziennie, ale tak naprawdę Ada zajęta była - jak żartowała - karierą, a nie amorami. Dostała właśnie propozycję udziału w sztuce "Letnicy", którą w Teatrze Dramatycznym miał wyreżyserować Ludwik René. Przyjęła ją i przez kilka kolejnych miesięcy wszystkie wieczory spędzała na scenie.
"Wojtek czekał na mnie po każdym spektaklu na dole przy recepcji" - wspomina.
W końcu Młynarski poprosił Adriannę, by została jego żoną. Powiedziała "tak", wyznaczyli datę ślubu i w sobotę 26 września 1964 roku wymielili się obrączkami najpierw w Urzędzie Stanu Cywilnego przy Nowym Świecie, a kilka godzin później w kościele pod wezwaniem Narodzenia Matki Bożej w Komorowie.
"Byliśmy młodzi, szczęśliwi, zakochani i pełni wspaniałych planów na przyszłość" - napisała w autobiografii.
Stojąc przed ołtarzem u boku Wojtka, Ada wiedziała już, że nosi pod sercem ich dziecko. Agata urodziła się pół roku po ich ślubie. Pięć lat później na świat przyszła Paulina.
Młoda Ada z malutką Pauliną:
Młynarscy uchodzili w oczach przyjaciół za małżeństwo idealne. O tym, że życie u boku genialnego, podziwianego przez wszystkich Wojciecha wcale nie było łatwe, Adrianna Godlewska odważyła się powiedzieć, dopiero gdy nie byli już razem.
"Tyle razy słyszałam, że nic nie znaczę, że jestem zerem jako kobieta, jako aktorka, jako w ogóle ja. Moje poczucie wartości zostało zdegradowane do minimum i z kimkolwiek bym nie rozmawiała, zawsze miałam uczucie, że ten ktoś rozmawia ze mną wyłącznie dlatego, że jestem żoną wybitnego artysty" - napisała w "Jestem, po prostu jestem".
Gdy w 1979 roku urodziła Jana, Wojciech Młynarski był już chory. Lekarze zdiagnozowali u niego chorobę afektywną dwubiegunową. Żona poety postanowiła zrezygnować z kariery, odeszła z teatru i poświęciła się rodzinie.
"Uważałam, że skoro moim mężem jest genialny artysta, trzeba mu oszczędzić wszystkich codziennych kłopotów. Uważałam, że każdy może wyrzucać śmieci, ale nie każdy napisze piękny wiersz" - wyznała wiele lat później.
Adrianna Godlewska: Mąż zostawił ją w dniu jej urodzin
Adrianna Godlewska świętowała swe 49. urodziny, gdy mąż oznajmił jej, że odchodzi. Zrobił to w trakcie przyjęcia, na które zaprosiła paru przyjaciół.
"W pewnym momencie odszedł od stołu i po chwili odwołał mnie na bok. Zobaczyłam, że jest ubrany do wyjścia. Zdziwiłam się nieco, ale nie zdążyłam zadać pytania, gdzie ma zamiar iść, gdy usłyszałam, że wychodzi i już nie wraca" - opowiada.
"Moment był wybrany z premedytacją. Dom pełen gości, którymi musiałam się zająć. Powiedział: teraz będę mieszkał u przyjaciół, proszę do mnie nie dzwonić ani mnie nie szukać" - mówi i dodaje, że kilka dni później dowiedziała się, że jej mąż zamieszkał "u jednej pani".
Rozstanie z Wojciechem Adrianna Godlewska przypłaciła utratą głosu.
"Z powodu silnych stresów miałam wielkie trudności nawet przy mówieniu, a o śpiewaniu w tej sytuacji w ogóle nie mogło być mowy. Od czasu do czasu przypływała do mnie fala smutku i żalu, że to, co najbardziej lubiłam robić, nie jest już dla mnie dostępne i pewnie nigdy nie będzie" - napisała w autobiografii.
Jeszcze przed tym, jak w 1993 roku sąd orzekł jej rozwód z Wojciechem, musiała pogodzić się z odejściem córek. Skarżyła się w wywiadach, że Agata przestała jej potrzebować, a Paulina po prostu zamknęła przed nią drzwi do swojego świata. W końcu rodzinne gniazdo opuścił też Jan.
"Dzieci miały już swoje własne życie i jemu musiały się poświęcić, ale ja odbierałam to jako kompletne odrzucenie mojej osoby" - wyznała.
Po rozwodzie w życiu pani Adrianny nastał - jak sama mówi - czas samotności. Dużo czasu upłynęło, zanim znów zaczęła się uśmiechać, jeszcze więcej, zanim wróciła na scenę, ale już nigdy nie otworzyła swojego serca przed żadnym mężczyzną. Wojciech Młynarski był jej największą miłością. Dziś mówi, że bardzo się cieszy, że zdążyła się z nim pojednać.
"W ostatniej chwili..." - twierdzi.
Wkrótce po śmierci Wojciecha Młynarskiego (odszedł 15 marca 2017 roku) Adrianna Godlewska wyznała, że bardzo go kochała.
"Szczęśliwe chwile przeplatały się z ciężkimi kryzysami, ale życie u jego boku było cudowną przygodą" - powiedziała.
Zobacz też:
Agata Młynarska nieuleczalnie chora. Wysłała wiadomość ze szpitala.
Córka Wojciecha Młynarskiego w pięknych słowach odniosła się do 6. rocznicy jego śmierci
Jak Przemysław Schmidt zdobył serce Młynarskiej? Nie było łatwo!