Mazurówna: Myślę o kolejnej operacji plastycznej
Krystyna Mazurówna, tancerka i jurorka "Got to dance. Tylko taniec", nie wstydzi się swojej barwnej przeszłości...
Mając siedemdziesiąt dwa lata, wygląda pani wprost rewelacyjnie. Zdradzi nam pani, ile w tym zasługi operacji plastycznych?
Krystyna Mazurówna: - Właściwie mam już siedemdziesiąt trzy lata i nie zamierzam tego ukrywać. Dziwię się niektórym koleżankom z show-biznesu, że stosują różne wybiegi, czasami śmieszne kłamstwa, żeby ukryć przed światem tych kilka lat. Jeśli zaś chodzi o operacje plastyczne, to może zdziwi się pan, ale była tylko jedna.
Naprawdę?
K.M.: - Naprawdę. Jednak to wcale nie znaczy, że na tym koniec. Właśnie myślę o kolejnej. I nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Prosta sprawa, jest tak jak z zębami. Gdy psują się, trzeba je usunąć, a na ich miejsce wstawić nowe, które będą cieszyć oko, a nie straszyć przed lustrem. Tak samo z włosami. Gdy blond się znudzą, wtedy farbuje się na ryżo albo kolorowo, jak w moim przypadku.
Pani tak ciekawie opowiada, że nie mogę się doczekać kolejnej pani książki. O czym będzie?
K.M.: - Tym razem skupię się na mężczyznach. Dosłownie i w przenośni. Panu jako pierwszemu zdradzę tytuł: "Moje noce z mężczyznami". Wiadomo, o co chodzi. Książka ukaże się niebawem.
Czego jak czego, ale pruderii nie sposób pani zarzucić.
K.M.: - Proszę sobie wyobrazić, że wbrew pozorom jestem kobietą wstydliwą i nieśmiałą. Niech pan nie kręci głową z niedowierzaniem! Naprawdę taka jestem.
Przyznam, że licząc mężczyzn pani życia, miałem problem, gdyż nie udało mi się ich policzyć.
K.M.: - Rzeczywiście, było ich sporo. Ale żaden przypadkowy. Wszystkich kochałam, bo każdy miał to coś, ten błysk, dla mnie tylko rozpoznawalny. Na niektórych się zawiodłam, ale w życiu tak bywa, że raz jest z góry, raz pod górę. Ja rozstań nie rozpamiętywałam, nie oglądałam się za siebie. Szłam do przodu, bo nauczono mnie, że ostatecznie i tak wszystko zależy ode mnie.
Rola jurorki w telewizyjnym programie bawi panią?
K.M.: - To wcale nie było moim marzeniem. Zdecydowanie wolę działalność kreatywną i twórczą. Ale do zasiadania w jury przekonała mnie sama Nina Terentiew. Napisała do mnie tylko jeden e-mail, a ja... od razu się zgodziłam. Nie znając nawet ludzi, które będą oceniać uczestników programu razem ze mną. Teraz, gdy już ich znam, jestem oczarowana wszystkimi, chociaż każdy juror jest jakby z innej bajki.
Dzięki temu znów jest w Polsce głośno o pani. Tak, jak było w latach 60. i 70.
K.M.: - Wówczas było o mnie jeszcze głośniej, chociaż nie istniało tyle różnych telewizji i kolorowych gazet. Kilkadziesiąt lat temu moja twarz była tak dobrze znana, że gdy pojawiałam się w miejscu publicznym, natychmiast otaczał mnie wianuszek obcych ludzi. Popularność była tak męcząca, że w ogóle starałam się nie wychodzić na ulicę. A jeśli już, to poruszałam się wyłącznie samochodem albo taksówkami.
Paweł Grabowski
(15/2012)