Mazurówna sypiała z żonatymi
Przed laty uciekła z szarej Polski, bo nie mogła rozwinąć tu skrzydeł. Teraz wraca jako jurorka tanecznego show. I nadal jest nieobliczalna!
Najbarwniejsza gwiazda programu "Tylko taniec" zawsze lubiła szokować. Już w 1960 r. farbowała włosy na zielono, nosiła odważne stroje i nie stroniła od romansów. "Na żywo" Krystyna Mazurówna (72) opowiada o mężczyznach, zdradach i miłości do dzieci.
40 lat przed Lady Gagą była pani tak barwna jak ona...
Krystyna Mazurówna: - Z tym się urodziłam. Przez pierwsze 10, 15 lat próbowałam się okiełznać, ale zrozumiałam, że nie tędy droga. W 1960 r. byłam jedyną warszawianką z zielonymi włosami.
Podobno na udział w programie "Got to dance. Tylko taniec" zdecydowała się pani w ciągu 20 sekund...
K.M.: - To było najwyżej 15 sekund (śmiech). Wszystkie decyzje podejmuję natychmiast. Nie umiem się wahać. To jedna z moich wad.
Wyboru życiowych partnerów też dokonywała pani pod wpływem impulsu?
K.M.: - Oczywiście, w ciągu 5 sekund potrafiłam się zakochać. Czasem był to zły wybór, ale niczego nie żałuję. Dwukrotnie zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Człowiekowi odejmuje mowę, a nogi się uginają w kolanach. I nie ma wtedy wyboru. Tylko ten - decyzja podjęta!
Miała pani wielkie powodzenie u mężczyzn. Jak ich pani do siebie przyciągała?
K.M.: - Nie jestem pewna, czy to ja ich przyciągałam, może to oni mnie przyciągali? Po prostu zamykałam oczy i poddawałam się intuicji, emocjom chwili. Uważam, że warto robić zawsze to, na co ma się ochotę, bez względu na koszty.
Powiedziała pani kiedyś: "Szminki odegrały ważną rolę w moim życiu uczuciowoseksualnym". Co miała pani na myśli?
K.M.: - Szminka jest dla mnie symbolem kobiecości i zawsze mam ją przy sobie. Uważam, że nie ma piękniejszego widoku niż widok szminki odbitej na kołnierzyku męskiej koszuli. Czasem gubiłam szminkę za łóżkiem u jakiegoś przygodnego kochanka, który, jak się później okazywało, miał żonę. Dzięki mnie i mojej szmince ta żona później wiedziała, że ma drania, a nie męża.
Ma pani dwóch synów i córkę. Dzieci są podobnie niekonwencjonalne jak ich matka?
K.M.: - Cała trójka to muzycy. Nie mają żadnych stałych prac, żyją od koncertu do koncertu, ale są szczęśliwi, kochają życie, swój zawód. A na mnie patrzą z dużą pobłażliwością i wielką miłością.
To prawda, że chce pani kupić w Warszawie mieszkanie?
K.M.: - Tak. Mam już kilkanaście mieszkań w Paryżu, każde urządzone w innym stylu. W 100-metrowym lofcie jest np. fioletowe łóżko z baldachimem, wanna na środku pokoju, do tego światła jak w dyskotece. W innym mieszkaniu mam czerwoną kanapę w kształcie ust i żółty stolik w kształcie psa Pluto. Gdy przyjeżdżam do Warszawy na nagrania "Got to dance. Tylko taniec" śpię w hotelach, które są bezosobowe. Źle się w nich czuję, więc kupię jakąś małą dziuplę i urządzę jak gniazdo papugi.
Cały wywiad w najnowszym numerze tygodnika "Na żywo"!
I. Aleksandrowska