Meghan Markle była terroryzowana telefonami. Rozliczano ją z tego, co nosi
Meghan Markle (41 l.) była szantażowana telefonami z Pałacu Buckingham. Specjaliści od brytyjskiej rodziny królewskiej doszli do zaskakujących wniosków. Żona księcia Harry’ego była osądzana m.in. z powodu biżuterii, którą wybierała. Niewiarygodne, przez co przeszła.
Meghan Markle i książę Harry po odejściu z brytyjskiego dworu rozpoczęli nowe życie. Sussexowie opuścili Wielką Brytanię i osiedli w Stanach Zjednoczonych. Choć od początku przekonywali, że nie będą tęsknić za przeszłością, to jednak właśnie ona stanowi ich kartę przetargową do dalszej kariery. Wspomnienia i relacje z paru wspólnych lat spędzonych w brytyjskiej rodzinie królewskiej wciąż przyciągają uwagę opinii publicznej, ale bez wątpienia kiedyś i to źródło się wyczerpie.
Meghan Markle stara się wciąż podsycać zainteresowanie swoją osobą. Teraz wyszło na jaw, że żyjąc na dworze królewskim musiała liczyć się z ciągłą kontrolą ze strony innych. Jak ustalili biografowie Meghan, Omida Scobie i Caroline Durand, jako księżna otrzymywała uszczypliwe telefony, których celem było sprawdzanie jej zachowania. "Kontrolerom" nie podobała się przede wszystkim biżuteria, którą nosiła żona księcia Harry’ego.
Podobno tego typu telefony nie były rzadkością i Meghan Markle nieustannie musiała tłumaczyć się z własnych decyzji.
"Po zakończeniu rozmowy była bardzo sfrustrowana i przejęta. Chociaż wiedziała, że asystentka ma dobre intencje, było to dla niej surrealistyczne doświadczenie. Ktoś mówi jej, jaką biżuterię powinna nosić oraz, że nie powinna uśmiechać się do fotografa" - twierdzą biografowie Meghan.
Te raniące słowa sprawiły, że Megha Markle czuła się winna za zdjęcia, ukazujące się w mediach.
Biżuterią, która wywołała tak wielkie kontrowersje na brytyjskim dworze, był skromny naszyjnik na cieniutkim łańcuszku. Ozdoba składała się z dwóch inicjałów "M" jak Meghan i "H" jak Harry. Rodzina królewska obawiała się, że biżuteria może wzbudzać zbyt duże zainteresowanie paparazzi, dlatego wybranka księcia Harry’ego otrzymała telefon w tej sprawie.
Dziś Meghan Markle nie musi się już obawiać opinii ze strony rodziny męża. Jej poczynania śledzi za to cały świat. Obecnie Sussexowie przebywają w Wielkiej Brytanii. Para pojawiła się w Bridgewater Hall w Manchesterze, gdzie uczestniczyła w wydarzeniu poświęconym kwestii równości płci. 41-latka przemówiła podczas szczytu One Young World dla młodzieżowych liderów z całego świata. W trakcie wystąpienia przytoczyła pewną anegdotę i wspomniała o "zmieniającej jej życie" chwili, w której urodziła Archiego.
"Pod wieloma względami byłam podobna do was, byłam młoda, ambitna" - wyznała Meghan Markle.
Żona księcia Harry'ego opowiadała o swojej karierze filmowej oraz niełatwych początkach w rodzinie królewskiej.
"Byłam przytłoczona tym doświadczeniem. Nawet wzięłam karteczkę ze swoim nazwiskiem jako dowód, że tam należę, ponieważ prawda była taka, że nie byłam pewna, że tam należę" - dodała drżącym głosem Meghan Markle.
Niestety, wystąpienie żony księcia Harry’ego spotkało się z negatywnym przyjęciem przez brytyjską opinię publiczną.
"To było po prostu "ja, ja, ja". Nie mogę sobie wyobrazić, aby ktokolwiek z 2000 młodych ludzi zrozumiał, o czym mówiła. To nie miało sensu. Wszystko kręciło się wokół niej i dotyczyło tylko jej. Myślę, że nawet ona sama nie wiedziała o czym mówi, to było tylko "ja, ja, ja" i chwalenie siebie" - stwierdziła w wywiadzie dla "Daily Mail" redaktor naczelna "Majesty Magazine", Ingrid Seward.
Zobacz też:
Roma Gąsiorowska nie pośle córki do szkoły Czarnka. Tłumaczy swoją decyzję
Mateusz Matyszkowicz mocno się zapuścił. Kiedyś wyglądał rewelacyjnie
Sara James ćwiczy przed finałem "America's Got Talent". A co ze szkołą?