Melania Trump kończy 51 lat. Tych zdjęć wstydzi się do dziś...
Urodziny, pięćdziesiąte pierwsze, obchodzi dziś Melania Trump. Po zakończeniu prezydenckiej kadencji męża była modelka usunęła się wprawdzie w cień, ale jej bogate życie i kontrowersje, które wywołała jako Pierwsza Dama Stanów Zjednoczonych, jeszcze długo będą żywe w naszej pamięci. A żeby tak się stało, przypominamy najbardziej głośne momenty jej medialnej kariery. I rozbierane zdjęcia...
Melanija Knavs, bo tak brzmi jej panieńskie nazwisko, urodziła się 26 kwietnia 1970 w Słowackim Nowym Mieście, wtedy jeszcze będącym częścią Jugosławii. Jej rodzina nie należała do przesadnie zamożnych, a Melania już jako dziecko brała udział w dziecięcych pokazach mody. Jak nastolatka uczyła się projektowania i fotografii w Lublanie.
Zdążyła też przez rok studiować architekturę, ale szybko porzuciła uniwersyteckie mury na rzecz modelingu. Nic dziwnego, bo coraz śmielej sobie w nim radziła, zajmując m.in. drugie miejsce w konkursie "Look of the Year" magazynu Jana. Organizatorzy obiecali czołowej trójce początkujących modelek międzynarodowy kontrakt i dotrzymali słowa - Melania zaczęła pracować w Paryżu i Mediolanie.
W 1995 poznała współwłaściciela agencji Metropolitan Models (i przyjaciela Donalda Trumpa), Paolo Zampolliego. Mężczyzna namówił ją na przeprowadzkę do USA, gdzie miała na nią czekać wielka kariera. Rok później głodna sławy modelka mieszkała już w Nowym Jorku.
Zanim Melania ruszyła na podbój Ameryki, zdążyła jeszcze wziąć udział w nagiej sesji zdjęciowej dla francuskiego periodyku dla mężczyzn "Max". I w jej trakcie poszła na całość, żeby nie powiedzieć - na maksa. Na czarno-białych fotografiach Melania pozuje sugestywnie zupełnie naga, a na niektórych z nich towarzyszy jej inna modelka. Całość sesji ma erotyczny, momentami wręcz pornograficzny charakter. Oczywiście, zdjęcia wróciły jak bumerang podczas kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa w 2016 i trafiły na okładki najbardziej poczytnych amerykańskich gazet, z "New York Post" na czele.
Niektóre tabloidy poszły nawet o krok dalej i sugerowały, że doświadczenie w świecie modelingu Melanii wykraczało mocno poza ostatecznie niewinne pozowanie przed obiektywem, nawet jeśli zdjęcia były odważne. Brytyjski "Daily Mail" niemal wprost insynuował, że kobieta była prostytutką, która za pieniądze towarzyszyła, również intymnie, bogatym mężczyznom. Doniesienia zostały oczywiście zdementowane, a tuż po objęciu fotela prezydenta przez Trumpa, prawnicy Melanii pozwali gazetę i zażądali 150 milionów dolarów odszkodowania. Sprawa ostatecznie zakończyła się ugodą - "Daily Mail" zapłacił Trump 2,9 miliona dolarów i zapewnił, że opublikowane treści o jej karierze jako damy do towarzystwa nie miały pokrycia w rzeczywistości.
Pani Trump szybko dorobiła się zaszczytnego tytułu - potencjalnej, a później już faktycznej, jedynej Pierwszej Damy, która nie tylko nie ma amerykańskiego pochodzenia, ale ma za to na koncie udział w nagiej sesji zdjęciowej. Donald Trump tłumaczył dziennikarzom, że niesławne fotografie były realizowane dla europejskiego magazynu, a "w Europie takowe uchodzą za bardzo modne i zwyczajne".
Biznesmen sam zresztą doceniał wdzięki ukochanej, bo już jako jego partnerka Melania ponownie wystąpiła mocno roznegliżowana, tym razem dla magazynu "GQ" w 2000. Naga, skąpana jedynie w biżuterii i drogim obiciu kanap w Boeingu 727 należącym do Trumpa. Zaiste, takiej Pierwszej Damy Ameryka jeszcze nie miała...
Melania poznała Donalda Trumpa na przyjęciu 1998 i choć początkowo grała niedostępną, szybko umówiła się na randkę z milionerem i niemal od razu zostali parą. Trump był wówczas w trakcie rozwodu z drugą żoną, Marlą Maples, który został sfinalizowany w 1999. Związek z Trumpem pozwolił Melanii rozwinąć skrzydła w świecie modelingu i nie mogła narzekać na brak zleceń. W końcu po blisko sześciu latach związku para oficjalnie się zaręczyła, a w styczniu 2005 wzięła ślub w Palm Beach na Florydzie.
Było to jedno z głośniejszych wydarzeń towarzyskich, a sama Melania trafiła nawet na ślubną okładkę amerykańskiego Vogue’a - zaszczyt, którego nie dostąpiła już nigdy, nawet jako Pierwsza Dama. W marcu 2006 na świat przyszedł syn Melanii i Donalda, Barron. Wydawało się więc, że ich życie będzie prawdziwą bajką...
I być może ta bajka by trwała, gdyby nie to, że dekadę później Trump postanowił wystartować w wyborach na prezydenta USA. Podczas chaotycznej i agresywnej kampanii prezydenckiej wyszło na jaw, że Donald zdradzał żonę z prostytutkami, a coraz więcej zakulisowych doniesień wskazywało, że Melania nie jest zachwycona karierą polityczną męża. Co więcej - nie chciała i nie wierzyła nawet w perspektywę objęcia przez niego urzędu, a co za tym idzie, zostania Pierwszą Damą. Gdy w listopadzie 2016 okazało się ku zaskoczeniu wszystkich, w tym samego Trumpa, że wygrał z Hillary Clinton, Melania się popłakała. I nie były to łzy szczęścia.
Żona Trumpa postanowiła dać wyraz swojej niechęci już na początku jego prezydentury, gdy zdecydowała, że zostanie w Nowym Jorku i nie przeprowadzi się od razu do Waszyngtonu. Jako oficjalny powód podała fakt, iż nie chce zmieniać szkoły synowi przed zakończeniem roku i woli zostać z nim do czasu aż ukończy klasę. Nieoficjalnie mówiło się o tym, że rola Pierwszej Damy przerastała ją jeszcze zanim na dobre się zaczęła i po prostu grała na zwłokę.
W końcu jednak dołączyła do męża w Białym Domu, choć na swoich warunkach - małżeństwo nie spało w jednej sypialni, ba, nawet nie na jednym piętrze. Podczas oficjalnych wyjść Melania często była oschła wobec Trumpa, odrzucając jego czułe gesty czy kompletnie go ignorując. Specjaliści od mowy ciała mieli co robić, ale nie mieli za to wątpliwości - tak nie zachowują się zakochani w sobie ludzie. Tabloidy bez ceregieli informowały, że Melania czuje się więźniarką w małżeństwie z Donaldem i jest ono czystym układem, a jego prezydentura tylko przedłuża jej agonię.
Sceptyczne podejście pani Trump do roli Pierwszej Damy nie powinno dziwić, bo pierwszą poważną wpadkę zaliczyła jeszcze w trakcie kampanii wyborczej w 2016. Podczas Krajowej Konwencji Partii Republikańskiej Melania wygłosiła przemowę, a jeden z jej fragmentów brzmiał niemal identycznie jak to, co osiem lat wcześniej mówiła inna żona przyszłego prezydenta, Michelle Obama. W mediach zawrzało i pojawiły się oskarżenia o plagiat, które szybko, acz nieefektywnie zdementowano.
W końcu odpowiedzialność za to wzięła Meredith McIver, która oficjalnie "pomagała" pisać przemówienie. Co ciekawe, zaledwie dwa lata później Melania została ponownie oskarżona o splagiatowanie przemówienia Obamy. Tym razem podczas promowania kampanii Be Best, będącej autorskim projektem Pierwszej Damy, który miał szerzyć tolerancję i szacunek, szczególnie wśród młodzieży narażonej na prześladowanie. Jak można było usłyszeć, przemówienie do końca autorskie już nie było.
Publiczne wystąpienia, rozmowy z mediami czy wywiady z udziałem Melanii robiły wrażenie wyuczonych na pamięć, pełne truizmów i banałów. To z kolei sprawiło, że wszyscy zastanawiali się, jaka naprawdę jest Melania - za zamkniętymi drzwiami, bez kamer i wymuszonego uśmiechu. Trzeba było na to chwilę poczekać, bo dopiero na sam koniec kadencji Trumpa, ale w końcu świat usłyszał "prawdziwą" Pierwszą Damę.
W październiku 2020 do sieci wyciekło nagranie z rozmowy między Melanią a Winston Wolkoff, jej eksdoradczynią i przyjaciółką. Trump narzeka w niej na nieustanną krytykę ze strony mediów, które zawsze znajdowały jakiś powód, aby niepochlebnie ocenić jej pracę. Pod ostrzałem były zarówno jej decyzje dotyczące świątecznych dekoracji w Białym Domu, jak i milczenie w sprawie kryzysu imigracyjnego wskutek którego dzieci imigrantów były rozdzielane z rodzicami i przetrzymywane... w klatkach.
"Spinam pośladki z tymi świątecznymi sprawami, które, no wiesz... Kogo, k*rwa, obchodzą święta i dekoracje?! Ale muszę się tym zajmować, prawda? Więc to robię i mówię ok, teraz zajmuję się Bożym Narodzeniem i planowaniem wszystkiego, a oni wtedy pytają: no dobrze, a co z dziećmi, które zabrano rodzicom? Dajcie mi k*rwa spokój!" - można było usłyszeć na nagraniach.
Zdecydowanie lepiej Melania radziła sobie jako ozdoba Trumpa podczas oficjalnych wyjść i międzynarodowych podróży. Zawsze nienagannie ubrana, w efektownych stylizacjach rodem z najlepszych modowych magazynów. Niektórzy twierdzili, że to najlepiej ubrana Pierwsza Dama od czasów legendarnej Jackie Kennedy.
Niestety, nawet bezbłędne wyczucie stylu nie uchroniło Melanii od szeroko komentowanych wpadek. Szerokim echem odbiła się jej stylizacja ze szczytu G-7 we Włoszech, na który Trump przybyła w ślicznej, ale piekielnie drogiej kurteczce projektu Dolce & Gabbana. Za to modowe cudo trzeba bowiem zapłacić 51,5 tysiąca dolarów, co jak zauważyły nieprzychylne Trumpom media, jest kwotą wyższą niż roczne zarobki większości Amerykanów.
Pod wpływem krytyki Melania starała się spuścić nieco z tonu, jeśli chodzi o dizajnerskie kreacje, ale i to nie było gwarancją uniknięcia niepochlebnych komentarzy. Podczas wspomnianego już kryzysu imigracyjnego Melania dała się sfotografować w kurtce z napisem na plecach, który brzmiał: "Nie obchodzi mnie to. A was?", co media odczytały jako osobliwy komentarz do dramatycznej sytuacji meksykańskich imigrantów. Pierwsza Dama początkowo tłumaczyła, że wybór kurtki był kompletnie przypadkowy, by później zmienić narrację i twierdzić, że zaczepne hasło było skierowane do krytykujących ją mediów. Jak miało to pomóc wzajemnym relacjom? Tego nie wie nikt.
Wszystkie kontrowersje i wpadki Melanii bledną jednak przy najbardziej szalonej teorii spiskowej dotyczącej jej osoby. Spora rzesza internautów twierdzi bowiem, że kobieta ma swoją sobowtórkę, która towarzyszy czasami Donaldowi Trumpowi podczas oficjalnych spotkań. Fora internetowe i portal YouTube pełne są szczegółowych analiz zdjęć mających przedstawiać rzekome dowody na to, że prezydentowi towarzyszy tzw. "fake Melania".
Niektórym może się to wydawać absurdalne, ale pamiętajmy, że mówimy o Ameryce - kraju, w którym olbrzymią popularnością cieszy się organizacja QAnon, promująca najbardziej niewiarygodne teorie spiskowe. "Fake Melania" zdaje się więc być niewinną, wręcz zabawną teorią. Bo czy rzeczywiście tak trudno uwierzyć w to, że była już Pierwsza Dama ma dość swojego męża i nie ma już siły udawać? Prywatnie to oddana synowi mama, która woli spędzać czas z nim niż z głowami zagranicznych państw. Nie dziwi więc, że podobno porażkę męża w wyborach w 2020 Melania przyjęła z ulgą, a wkrótce ma nawet zażądać rozwodu, bo jej rola w tej farsie dobiegła właśnie końca.
O Melanii Trump powiedziano i napisano wiele, ale paradoksalnie jej postać jest wciąż niezwykle tajemnicza. Jaka jest naprawdę? Czy kiedyś opowie szczerze o swoim małżeństwie z Donaldem Trumpem i rzeczywiście lada chwila się z nim rozwiedzie? O tym przekonamy się prawdopodobnie już niebawem, a tymczasem wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
PS. Melania, mrugnij dwa raz, jeśli chcesz, żeby cię uratować.