Michał Chorosiński: Jestem tatą na cały etat
Dzięki wierze jego małżeństwo przed laty pokonało poważny kryzys. Dziś Michał i Dominika zgodnie przyznają, że w rodzinie tkwi wielka siła.
"Jesteśmy katolikami, uważamy życie każdego dziecka za dar od Boga" - powiedział w jednym z wywiadów Michał Chorosiński (45 l.). Ma kolejny powód do radości, bo jego żona, Dominika Figurska (41 l.), spodziewa się ich szóstej pociechy. - Bycie ojcem to najważniejsze zadanie mężczyzny - mówi "Dobremu Tygodniowi" aktor. Zdradza też, gdzie lubi z rodziną spędzać wakacje i jakie ma marzenia.
Jaki, pana zdaniem, jest tata na medal?
- Powinien bronić i chronić, dawać poczucie bezpieczeństwa swojej rodzinie. Ważna jest też obecność w życiu dzieci i o to staram się każdego dnia. Tata to jest też ktoś od zadań specjalnych, dlatego tradycją stały się moje coroczne wakacyjne wyjazdy z pociechami. Mama ma wtedy chwilę dla siebie, a my eksplorujemy świat.
Co jest największym wyzwaniem rodzica?
- Najtrudniejsza - zresztą tak jak i w relacji z drugim człowiekiem, niekoniecznie dzieckiem - jest umiejętność słuchania. Wsłuchania się w inną osobę. Wymaga to wyjścia poza ramy własnego ja, swojego egoizmu. Jest to wielka sztuka i chyba najbardziej skomplikowany aspekt wychowania.
Z jakimi problemami musicie sobie radzić, mając tak liczną gromadkę?
- Są to bardzo różne kwestie, w zależności od tego, kogo dotyczą. Każdy człowiek, a zatem i dzieci, mają swoje indywidualne problemy charakterologiczne czy osobowościowe, z którymi trzeba się zmierzyć.
Czas kwarantanny i nauka zdalna na pewno była dla was wyzwaniem...
- Okres izolacji był przede wszystkim bardzo integrujący dla naszej rodziny. Mieliśmy więcej czasu na rozmowy, spacery, nadrobiliśmy wiele tematów. Zdalne nauczanie okazało się rzeczywiście wyzwaniem ze względu na logistykę. Zdobyłem dodatkową kwalifikację - nauczanie początkowe (śmiech). Mimo, że wspólna nauka przyniosła nam wiele radości, to dzieci z niecierpliwością czekały na powrót do szkoły, do rówieśników.
Jakie wartości przekazujecie swoim pociechom?
- To się okaże w niedalekiej przyszłości. Cóż z tego, że rodzice "chcą", młody człowiek w pewnym momencie idzie własną drogą i ma do tego pełne prawo. Każdy rodzic pragnie dobra dla swojego dziecka i my z Dominiką także.
Anastazja, Matylda, Józef, Piotr i Jan Paweł - Wasze dzieci mają piękne imiona. Ich wybór zapewne nie był przypadkowy?
- Oczywiście, że nie. Przyjście na świat każdego z nich poprzedzały długie narady rodzinne na ten temat. Najpierw tylko moje z żoną, a kiedy rodziły się nasze córki, dyskutowaliśmy już w pełnym gronie. Dzieci też mają pełne prawo wypowiedzieć się, jakie imię powinno nosić ich najmłodsze rodzeństwo. Czasami są to zabawne, ciekawe dyskusje, niekiedy nawet bardzo żarliwe. Ostatnie słowo musi należeć jednak do rodziców.
Jak dzieci przyjęły wiadomość o tym, że do rodziny dołączy brat lub siostra?
- Generalnie z wielką radością i ciekawością - szczególnie młodsi, którzy zadają mnóstwo pytań i tworzą wiele scenariuszy związanych z pojawieniem się rodzeństwa. Najmłodszy synek cieszy się też bardzo, że już nie będzie juniorem.
Jak zmieniło się Wasze życie, odkąd pana żona została posłanką na Sejm?
- Prawdę mówiąc, niewiele, może z wyjątkiem tego, że zrozumiałem, iż praca polityka jest niezwykle trudna i niedoceniana.
Wiara katolicka jest istotna dla Waszej rodziny...
- Tak, ale doświadczenie nauczyło mnie, żeby wiarę pozostawić w sferze osobistej. I tego też się trzymam.
Małżeństwem jesteście od 19 lat. Jak to się robi?
- Nie ma recepty, która będzie odpowiednią dla wszystkich. Każdy wypracowuje swoje sposoby, sprzymierzeńcem jest czas. Czas na poznanie siebie, na wzajemną akceptację wad i zrozumienie, że nikt nie jest idealny. Wspólne szukanie kompromisów. W końcu praca nad sobą według starej zasady: Chcesz zmienić świat, zacznij od siebie.
Jak spędziliście lato, gdzie najlepiej się relaksujecie?
- Mamy generalnie dwa kierunki wakacyjne. Północ i południe, czyli morze i góry. W tym roku udało nam się spędzić trochę czasu nad Bałtykiem. I było to cudowne kilka dni. Być może, jak pogoda dopisze, wybierzemy się jeszcze w góry w drugiej połowie października.
Występuje pan w nowym serialu "Uzdrowisko". Kim jest pana bohater?
- Wcielam się w postać lekarza ortopedy, który jest sympatycznym facetem troszczącym się o pacjentów. To pełen werwy mężczyzna - singiel, bardzo lubiący ludzi, a szczególnie płeć piękną. Słabość do kobiet narazi go nawet na pewne zabawne i niebezpieczne perypetie, kiedy jest ścigany po uzdrowisku przez groźnego gangstera podejrzewającego doktora o romans ze swoją żoną (śmiech).
Czy jakoś specjalnie przygotowuje się pan do tej roli?
- Gram intuicyjnie. W scenariuszu często mam do czynienia z fachowym słownictwem medycznym. Oczywiście, staram się dowiedzieć i poczytać trochę na własną rękę o zagadnieniach poruszanych w konkretnym odcinku. Czasami na planie jest też konsultant, który wyjaśnia w jaki sposób przeprowadza się dany zabieg, lub jak należy wykonywać ćwiczenia rehabilitacyjne na określone schorzenie. Tak było w przypadku kręcenia scen, gdzie miałem pokazać pacjentce trening z piłką. Pani rehabilitantka demonstrowała, jak robić to prawidłowo.
A jakie są pana marzenia?
- Mam ich kilka. Jednym z nich jest założyć plecak i wybrać się w dwu-, trzytygodniową pieszą wędrówkę po górach albo wybrzeżem morza. Byłby to dla mnie taki powrót do beztroskiego czasu studiów. Inne marzenie - już raczej nie do zrealizowania - to zdobyć koronę szczytów świata. Ponieważ z każdym rokiem szanse na realizację tego planu maleją, będę pewnie musiał zadowolić się koroną gór Europy albo w ostateczności powtórką Orlej Perci (śmiech).
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: