Michał Figurski żali się w gazecie na brak pieniędzy! "Nic nie mam"
Michał Figurski (43 l.) powoli wraca do zdrowia i show-biznesu. Przypomina o sobie w najnowszym numerze jednego z kolorowych magazynów...
Ponad rok temu świat Michała Figurskiego legł w gruzach. Dziennikarz, celebryta i swoisty król życia trafił do szpitala z powodu rozległego wylewu krwi do mózgu.
Lekarze nie dawali mu początkowo żadnych szans. Na szczęście stało się inaczej.
Michał powoli wraca do zdrowia, choć wciąż wymaga intensywnej rehabilitacji i musi poruszać się na wózku.
To oczywiście wszystko sporo kosztuje, a okazuje się, że dziennikarz nie miał właściwie żadnych odłożonych pieniędzy. Z powodu stanu zdrowia nie może też w żaden sposób ich zarobić. Z pomocą pospieszyła była żona, która zorganizowała akcję charytatywną na jego leczenie. To jednak tylko doraźna pomoc...
"Nic nie mam. Od ośmiu miesięcy nie zarobiłem ani złotówki. Nie udało mi się odłożyć fortuny, nie prowadzę intratnego biznesu. Akcja Odety wyręczyła mnie z bardzo dużego problemu. Przyjmowanie pomocy nie jest dla mnie łatwe. Wolałbym sam zarobić, sam stanąć na nogi i nikogo nie prosić o pomoc. Ani żony ani przyjaciół, którzy też bardzo mi pomagają. Moi przyjaciele z klubu motocyklowego, w którym jeżdżę zaoferowali, że zrobią koncert charytatywny dla mnie. Odmówiłem" - wyznaje w "Vivie" Michał.
Z finansami Michała nie było zresztą najlepiej jeszcze przed wylewem. Wszystko zaczęło się od żartu na antenie jednej z rozgłośni o "gwałceniu ukraińskich sprzątaczek". To po wybuchu tej afery Michał udzielił słynnego wywiadu"Gazecie Wyborczej", w której żalił się, że nie stać go już na sushi i paliwo do wartego kilkaset tysięcy porsche!
"Zapłaciłem za to bardzo. Po tak zwanej aferze ukraińskiej, po kilku miesiącach oglądania swojej twarzy na pierwszych stronach gazet, z epitetami "gwałciciel", "skandalista" miałem wrażenie, że stałem się wrogiem publicznym numer jeden. Bardzo wiele osób napiętnowało mnie po tym wydarzeniu. Zwolniono mnie z Radia Eska i z kanału Discovery, dla którego miałem prowadzić program o zasięgu międzynarodowym. Straciłem pracę jako prezenter na wszystkich meczach Euro 2012. Wiele osób przestało odbierać telefony. Niektórzy cieszyli się, że powinęła mi się noga. Koledzy w poszukiwaniu tematów na felieton decydowali się pisać o mnie. Smutny moment, kiedy człowiek rozumie zdaniem "Umiesz liczyć, licz na siebie" - wyznaje gorzko Michał.
Myślicie, że ten wywiad wzruszy jakichś potencjalnych pracodawców?