Michał Milowicz: Jaki jest naprawdę?
Wszyscy kojarzą go jako aktora (47 l.) występującego w popularnych serialach i filmach. Mało kto wie, czym jeszcze na co dzień się zajmuje.
Kilkanaście lat temu uznał, że praca artystyczna nie gwarantuje poczucia stabilizacji. Michał Milowicz otworzył wówczas klub muzyczny, który prowadził przez 11 lat. Od dekady zajmuje się także działalnością deweloperską.
Jest współwłaścicielem firmy budującej osiedla mieszkaniowe. Zasiada w zarządzie spółki, jednak kontrola nad jej działalnością należy do jego wspólnika. - Urodziłem się po to, żeby śpiewać, grać, dawać ludziom uśmiech i wzruszenie - deklaruje.
Jego pradziadek ze strony ojca był kompozytorem, prababcia plastyczką. Dziadek ze strony matki aktora grał na kilku instrumentach, pięknie śpiewał, babcia była dziennikarką. Ojciec - Jerzy Milowicz - również przez wiele lat był redaktorem w różnych pismach. Mama Barbara skończyła Studium Stenografii i Stenotypii, potem pracowała jako handlowiec.
Rodzice aktora kochali muzykę, często słuchali piosenek Elvisa Presleya. - Pamiętam, że mama chętnie je nuciła. Ja pokochałem piosenki króla rock and rolla już w kołysce - śmieje się. - Kiedy trochę podrosłem, chciałem mieć gitarę, tak jak on. Dostałem ją w prezencie, gdy miałem 13 lat i sam nauczyłem się na niej grać. W liceum, przy ogniskach, śpiewałem "Love me tender" i inne hity Elvisa - wspomina.
Od dziecka marzył o scenie. W przedszkolu grał główne role, w szkole zdobywał laury w konkursach recytatorskich, śpiewał w chórze kościelnym. Ale poszedł do szkoły sportowej. - Byłem delikatny, miałem długie włosy. Nie brakowało takich, którzy za punkt honoru stawiali sobie, by mi dołożyć. Pewnego dnia starszy i silniejszy kolega nieźle mnie poturbował. Wówczas powiedziałem sobie, że więcej się to nie powtórzy. Zacząłem uprawiać sporty walki - mówi.
Po maturze zdecydował się na AWF. Był na II roku, kiedy ojciec wypatrzył w gazecie ogłoszenie o naborze do musicalu "Metro". Po eliminacjach Michał nie znalazł się jednak na liście przyjętych. Poprosił Janusza Józefowicza, by pozwolił mu zostać wolnym słuchaczem. Rzucił studia. Ćwiczył codziennie. Wreszcie udało się. Wkrótce na afisz Teatru Buffo wszedł spektakl "Elvis". I tak narodził się "polski Elvis".
Pamiętny z "Młodych wilków" i "Chłopaki nie płaczą". Ostatnie: "Kobiety bez wstydu" i "Na układy nie ma rady". Gra z profesjonalnymi muzykami w zespole Chłopaki nie płacą. Można go oglądać w "Skoku w bok", "Klubie mężusiów" (Teatr Capitol) i w spektaklu wyjazdowym "Mayday 2".
Był związany z kilkoma pięknymi kobietami. Żadna nie zaprowadziła go przed ołtarz. - Miałem świetny, kochający dom. Wierzę, że też mi się uda taki stworzyć - mówi.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: