Reklama
Reklama

Michalczewski pobił turystę

Powywracane stoły, krew, policja, karetka... Mocno pijany bokser złamał szczękę przypadkowemu mężczyźnie!

Do zajścia doszło w jednej z restauracji na sopockim Monciaku, gdzie mocno już pijany Dariusz Michalczewski (40 l.) wraz ze znajomymi zjawił się po północy, gdzie bawiła się już inna ekipa - pisze "Fakt.

"W pewnej chwili między ekipami lecą niewybredne epitety. Do wybuchu brakuje już tylko iskry" - czytamy.

"W pewnym momencie Michalczewski znika w toalecie. Gdy wraca dostrzega, że napój z jego kieliszka jest rozlany. Podejrzanymi stają się osobnicy z sąsiednich stolików. Atmosfera robi się coraz bardziej gorąca".

Jak zeznają świadkowie, pierwszy cios padł ze strony "obozu wrogiego Michalczewskiemu".

Reklama

"A potem wybuchła bójka na pięści, nogi, a nawet stoły. Trafiony butelką Robert S. (35 l.), brocząc krwią, uciekł na ulicę. Tam przeniosła się bójka".

Gazeta pisze, że mężczyzna ze złamaną szczęką odwieziony został do szpitala. Żona pobitego - Izabela (24 l.), za całą sytuację obwinia boksera: "Michalczewski był mocno pijany. Patrzył zaczepnie i kopnął w nasz stolik, a potem zaczął na nas pluć. Podczas bijatyki uderzył mojego męża w twarz" - mówi w rozmowie z tabloidem.

Michalczewski jednak wszystkiemu zaprzecza: "Nikogo nie uderzyłem. Mam pretensje do właściciela lokalu, że pozwolił na to zajście".

"Jest mi przykro" - dodaje.

Podinspektor z sopockiej policji - Mariusz Dąbrówka całą sytuację widzi jednak trochę inaczej... "Otrzymaliśmy zgłoszenie o zakłóceniu porządku. Patrol pojechał na miejsce, ale było tam już spokojnie. Nikt też nie zgłaszał żadnej skargi".

Czy kogoś to dziwi, że policja na miejscu zjawiła się już po fakcie...?

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Dariusz Michalczewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy