Mikołaj Roznerski: Kobiety są w stanie skoczyć za nim w ogień. On ma to gdzieś!
Mikołaj Roznerski (32 l.) w ostatnim czasie niezwykle dba o formę - wstaje o 4.30 i rozpoczyna intensywny "trening uliczny". Co sądzi o swojej popularności i zainteresowaniu płci pięknej?
Ostatnio masz bardzo dużo pracy. O której godzinie wstajesz, żeby ze wszystkim zdążyć?
Mikołaj Roznerski: - Taki mam zawód, że raz jest dużo pracy i trudno wszystko ze sobą pogodzić, a potem następuje cisza. Trzeba umieć wykorzystać chwilę. Akurat teraz finalizują się te wszystkie projekty, w których brałem udział w ostatnim roku i można mnie oglądać w różnych serialach i w kinie.
Staram się wykorzystywać czas intensywnie. Wstaję zwykle o 4.30 rano, wypijam kawę, bo daje mi trochę energii, a potem trenuję i biegam przez godzinę. O siódmej jestem już po treningu i idę do pracy. Kładę się spać o 23, ale wcześniej, około dziewiątej wieczorem usypiam dziecko. Niestety, ma zbyt krótkie łóżko i nie mogę z nim zasnąć, bo potem jestem niewyspany. Dopiero jak zaśnie, to idę spać do siebie.
Czytasz mu bajki przed snem?
- Oczywiście. Słuchamy też bajek. Zarażam go również dobrą, starą literaturą. Teraz na przykład słuchamy "Przygód Muminków" w fenomenalnym wykonaniu Gustawa Holoubka oraz ekipy starych, świetnych aktorów z tamtych czasów. Do tego jest niesamowita muzyka...
Kiedy ja odprowadzałem swojego syna do przedszkola, to trzymał się poręczy i prosił, żebym go tam nie zostawiał. Masz podobne problemy?
- Mój syn ma 5 lat i też trzyma się poręczy, bo za bardzo chce iść do przedszkola (śmiech). Ma także różne fochy, jak to pięciolatek i często w samochodzie mówi mi, że nie chce jechać do przedszkola. Jak go pytam dlaczego, to odpowiada: bo nie... (śmiech). A potem dodaje, że chce spędzić za mną cały dzień. Kiedy mu mówię, że muszę iść do pracy, to odpowiada, że pójdzie ze mną, będzie siedział cicho z boku i nikomu nie będzie przeszkadzał. Pięciolatek ma już swój zmysł i swoje uczucia.
Nie pyta cię czy kiedy byłeś dzieckiem, to na świecie żyły smoki i dinozaury albo czy babcia znała Chrystusa?
- Akurat o to mnie nie pytał, ale ostatnio pokazywałem mu święty obrazek i tłumaczyłem jak wygląda pan Jezus. Potem jak tylko widział na ulicy jakiegoś człowieka z brodą, to mówił, że to pan Jezus. To było urocze (śmiech). A jeśli chodzi o dinozaury to już wie, że one od dawna nie żyją, a różne parki dinozaurów są sztuczne i nie warto tam jeździć. A jednak często jeździmy do takich parków, bo on bardzo lubi gady, płazy i węże, czyli wszystko co pełza.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Porozmawiajmy już o twojej pracy. Słyszałem, że chcesz zostać kaskaderem?
- To prawda, bardzo chcę zostać kaskaderem i cały czas pilnie trenuję. Latam nawet na specjalny kurs do Londynu, a w Warszawie ćwiczę do egzaminów i trenuję na podstawie filmów, które stamtąd dostaję.
Po co ci to? Kaskaderzy mają dużo gorszą pracę niż aktorzy i do tego gorzej zarabiają...
- To prawda. Kiedy się upada, to naprawdę boli... (śmiech). Ale ja chcę być sprawnym aktorem i wszystko robić sam. To chyba właśnie po to jest mi to potrzebne. Jestem żądny wiedzy i lubię sport.
Uprawiam tzw. uliczny trening, robię pompki na ławkach w parku albo na torach, przysiady z kamieniami, biegam po lesie i podciągam się na różnych mostkach. To super uczucie kiedy biegam po Warszawie o piątej rano, a dookoła jest ciemno i zupełnie pusto. Jak był mróz, to zakładałem specjalną maskę, jakiej używają zawodnicy MMA. Wygląda to jak maska lekarska i poprawia wytrzymałość.
Nie chodzisz na siłownię ani do klubu fitness?
- Wykorzystuję naturalną przestrzeń, która mnie otacza, ale nie neguję klubów fitness. Też tam zaczynałem. Teraz chcę udowodnić innym, że do treningów można wykorzystywać wszystko, co nas otacza: cegłówki, ławki w parku, kawałek sznurka czy puste worki po cemencie. To, co robię, jest podobne do ćwiczeń w klubach fitness, ale są one bardziej wydolnościowe i wytrzymałościowe.
Kiedy zacząłeś trenować?
- Jakieś osiem, dziewięć lat temu, kiedy jeszcze pracowałem w teatrze w Lublinie. Postanowiłem zadbać o swoje zdrowie i kondycję. Od tego czasu prowadzę aktywny tryb życia. Każdemu polecam np. bieg po warszawskim Barbakanie i zrobienie kilku podskoków na murku.
Pochodzisz z małej miejscowości pod Wrocławiem. Dlaczego wybrałeś aktorstwo?
- Trochę przez przypadek. W liceum chodziłem do kółka teatralnego i mój przyjaciel, który chciał zostać aktorem, namówił mnie na egzaminy do szkoły teatralnej. Za pierwszym razem nie dostałem się z braku miejsc, więc pomyślałem, że warto spróbować znowu. I udało mi się, a koledze nie!
Przeczytałem w internecie, że jesteś dobrym ciachem do schrupania... Lubisz czytać o sobie takie rzeczy?
- Nie wiem, bo nie jestem zakochany w sobie, więc nie czytam o sobie żadnych artykułów w gazetach ani tym bardziej w internecie. A czy sprawia mi to przyjemność? Niektórzy mówią, że jestem ciachem a inni, że mam twarz knura (śmiech). Jestem sobą i nie ma dla mnie znaczenia co o mnie piszą. Wyglądam tak jak wyglądam i tego nie zmienię.
Możesz zatem spokojnie wyjść na ulicę?
- Nie mam z tym problemu. Nawet jak ktoś mnie zaczepia i prosi o zdjęcie, to chętnie się zgadzam. To moja powinność, bo taki mam zawód. Cieszę się, że mam co robić. Teraz zapraszam wszystkich do kin na "7 rzeczy, których nie wiecie o facetach". To zupełnie inna rola niż te, do których przyzwyczaiłem widzów. Poza "M jak miłość" można mnie też oglądać w "Powiedz TAK!". Uzgodniłem z reżyserem, że zostanę posiwiony i postarzony. To rola człowieka, który przeżywa poważny dramat, bo ma zbyt dobre serce.