Minge poszła w ślady Racewicz. Ujawnia dane swojej hejterki: "Świetna zabawa dla idiotów"
Ewa Minge (55 l.) jest kontrowersyjną postacią polskiego show-biznesu. Pomimo tego, że projektantka jest tolerancyjną osobą, to nawet jej granice przyzwoitości zostały przekroczone. Chodzi oczywiście o hejterskie komentarze pod jej adresem na Instagramie. Minge postanowiła wziąć sprawiedliwość we własne ręce.
Ewa Minge przez lata była i nadal jest krytykowana za swój wygląd. Choć projektantka wielokrotnie udowadniała, że nie poddała się żadnej operacji plastycznej, a jedynie zabiegom upiększającym, to internetowi hejterzy nie ustępują i non-stop wypisują do niej obrzydliwe wiadomości.
Ewa Minge postanowiła wypróbować metodę Joanny Racewicz, która ostatnio opublikowała dane swojej hejterki. Kobieta zza komputera pisała wobec dziennikarki krzywdzące komentarze na temat wyglądu, a ta... postanowiła zaprosić ją na kawę. Niestety, internautka nie zjawiła się na spotkaniu.
"Super - pomyślałam - zaproszę Panią na kawę. Usłyszę wreszcie, jakie ze mnie monstrum. A tu zonk - kawy i prawdy nie będzie" - napisała rozczarowana Racewicz.
Ewa Minge również opublikowała na Instagramie wypowiedź i wizerunek kobiety, która nazwała ją "sz*atą". Projektantka dodała też długi opis na temat wiadomości, które otrzymuje.
"Hejt stał się pożywką dla frustratów i świetną zabawą dla idiotów. Ta "pani" skontrowała mój stan podczas poważnej choroby. Nie dosyć, że walczę z bólem fizycznym i psychicznym spowodowanym chorobą, że mam po kokardy innych problemów, jak większość z nas w tej trudnej rzeczywistości, to jakaś najpiękniejsza na świecie próbuje mnie dobić. Nie da się mnie dobić, nie z tej strony, ale są tacy, których ten wyrób człekopodobny może trwale skaleczyć. I z tego powodu będę zamieszczać takie historie na moim publicznym profilu" - napisała Ewa Minge na Instagramie.
Projektantka nie ma zamiaru więcej tolerować takich zachowań na Instagramie. We wpisie Ewy Minge znajdziemy zatem dane i zdjęcie kobiety, która postanowiła nazwać ją "sz*atą".
"I jeżeli ktoś wpadnie na pomysł, że jest to niezgodne z prawem, to napiszę, że prawem moim jest piętnowanie mojego oprawcy, obrona przed złem, zepsuciem i czymś, co dawno powinno być regulowane prawnie. Czy ja się denerwuję? Nie za siebie, ale za to, dokąd zmierza świat, tak. Zmierza na dno, ciągnięty przez hodowców hejtu, którym trochę to wszystko wyrwało się spod kontroli. Byłam potworem, byłam monstrum, a teraz zostałam sz*atą. Ot, jak barwnie" - podsumowała rozgoryczona ludźmi Ewa Minge.
Koleżance z Instagrama kibicowała Joanna Racewicz, która sama ostatnio zaprosiła wyzywającą ją kobietę na spotkanie twarzą w twarz. Choć do spotkania nie doszło, to dziennikarka poczuła ulgę, że mogła utrzeć nosa osobom, które myślą, że są anonimowe w internecie.
"Może takie osoby (jednak, Ewuniu, to jest gatunkowy "homo sapiens", choć aż dziw, że tak mało myślący) - naprawdę potrzebują dowartościowania i zyskują go wyłącznie w opluwaniu innych? Krótka piłka. Mamy w tej sprawie sojusz z paroma osobami. Takie draństwo jest groźne. I trzeba je piętnować" - napisała dziennikarka.
Popieracie taką formę walki z hejtem?
Zobacz także:
Ewa Minge napiła się alkoholu. Długo nie mogła dość do siebie
Ewa Minge usunęła makijaż permanentny. Jak teraz wygląda?
Ewa Minge uwielbia skandale. Potrafi stworzyć aferę nawet wokół masła!
Ewa Minge dzieli się przemyśleniami na Instagramie: "Lubię popłakać nad czarnym granitem"