Mobbing w "Wyborczej"? Dziennikarz oskarża swoją szefową i podaje jej nazwisko! "To pomówienia"
Dziennikarz Łukasz Długowski twierdzi, że - podobnie jak w "Newsweeku" - w "Gazecie Wyborczej" także był mobbing. On doświadczył go ze strony swojej szefowej.
W ostatnich dniach wiele mówi się o mobbingu w "Newsweeku", którego miał dopuszczać się Tomasz Lis. Choć znany dziennikarz wszystkiemu zaprzecza, kolejne osoby potwierdzają, że faktycznie jego sposób zarządzania załogą był niewłaściwy.
"Newsweek" to jednak nie jedyna redakcja, gdzie dochodziło do takich zachowań przełożonego.
Łukasz Długowski w mediach społecznościowych napisał, że pracując w "Wyborczej", również doświadczył mobbingu ze strony swojej szefowej. Gdy poprosił o uregulowanie stosunku pracy (pracował na tzw. "śmieciówce"), usłyszał odmowę, "bo za miesiąc znowu przyjdzie z depresją". Jego dobre dotąd teksty nagle stały się "słabe" i źle oceniane przez przełożoną.
"Śledzę sprawę Lisa, bo sam doświadczyłem zachowań o znamionach mobbingu w Wyborczej. Dzisiaj Staszewski pisze, że mobbował nie tylko Lis ale i Kim. Wcale mnie to nie dziwi, bo wg. mnie wiele środowisk pracy ma charakter "mobbujący". I nie mobbuje jedna osoba, a wiele, a "kultura pracy" w danym miejscu stwarza ku temu warunki. Mój epizod był krótki: kiedy po raz kolejny próbowałem uregulować mój stosunek pracy (w Wyborczej oczywiście na śmieciówce) usłyszałem, że nie, bo za miesiąc znowu przyjdę z depresją. I nagle moje teksty stały się słabe, chociaż przez wiele lat szły z automatu i równolegle, bez problemu szły w DF i WO. Więc zacząłem zmieniać zawód" - pisze Długowski na Facebooku.
Dodaje, że po jego odejściu z redakcji jeden z kolegów wytoczył spółce sprawę o mobbing (chodziło o niewłaściwe zachowanie tej konkretnej osoby). Postępowanie zakończyło się ugodą i przeniesieniem "mobberki" na inne stanowisko.
"W GW poznałem wiele fantastycznych osób. Wiele się od nich nauczyłem (nawet od tej mobberki), z wieloma z nich do dziś utrzymuje relacje. To była jedna z najwspanialszych zawodowych przygód w życiu. Natomiast cieszę się, że sprawy Lisa i Kim wychodzą na jaw, bo to oznacza, że świat opierdalania i zapierdalania powoli odchodzi w przeszłość. Że mój syn czy córka jak już pójdą do pracy, będą mieli mniejsze szanse trafić na mobbing, molestowanie czy toksyczną kulturę zapierdolu".
Na koniec Długowski podaje nazwisko osoby, która rzekomo miała go mobbingować. "W sumie nie wiem dlaczego nie wymieniłem jej nazwiska? Ze strachu? To była Aleksandra Klich, wtedy naczelna Magazynu Świątecznego, po przenosinach z "parafii do parafii", obecna naczelna Wysokich Obcasów" (pis oryg.).
Pod postem wypowiedziało się wielu pracowników "Wyborczej", którzy także mieli doświadczyć zachowań mających znamiona mobbingu. Organizacja jednak nic nie zrobiła, by wyeliminować problem.
Aleksandra Klich, która w "Gazecie Wyborczej" pracuje już ponad 20 lat, odpowiedziała na wpis Długowskiego, stwierdzając, że "to pomówienia". Podkreśliła też, że w ostatnich latach nie toczyło się względem niej żadne postępowanie dotyczące mobbingu. Wygląda więc na to, że Łukasz i inni byli pracownicy wszystko sobie wymyślili...?
Wcześniej w internetowym wpisie wsparła Renatę Kim.
Zobacz też:
Tajemnicze sms-y Lisa do młodej pracownicy
Skandal z Fabijańskim. Narkotyki, zdrada i transseksualista w tle
Małgorzata Socha wypoczywa nad morzem. "Chyba wieje"