Monica Lewinsky przerywa milczenie
Monica Lewinsky (40 l.) po kilkunastu latach milczenia postanowiła wrócić do słynnej "afery rozporkowej".
Na łamach "Vanity Fair" była stażystka z Białego Domu napisała, iż "bardzo żałuje tego, co wydarzyło się między nią a prezydentem Clintonem". Teraz chciałaby zakończyć ten skandaliczny rozdział swojego życia i rozpocząć nowe życie.
"Oczywiście mój szef wykorzystał moją naiwność, ale nasz związek był świadomą decyzją dwojga dorosłych osób. Nikt mnie do tego nie zmuszał" - zapewniła Lewinsky.
Jak napisała, postanowiła zabrać głos, gdyż bardzo poruszył ją przypadek 18-letniego Tylera Clementi, który popełnił samobójstwo po tym, jak w sieci ukazał się film, na którym całuje innego mężczyznę. Ona również czuje się ofiarą "publicznego poniżania".
"Stałam się prawdopodobnie pierwszą osobą, której publiczne poniżenie spowodowane zostało przez internet" - podkreśliła. Dodała, że gdy wybuchła afera z nią i Clintonem w roli głównej, była bliska samobójstwa. To głównie dzięki opiece bliskich udało jej się przetrwać ten trudny czas.
"Jestem zdeterminowana, aby moja historia miała inne zakończenie. Zdecydowałam w końcu wyjść z cienia, tak by pokazać swoją stronę historii i nadać wydarzeniom z przeszłości jakiś sens. Ile będzie mnie to kosztowało? Dowiem się wkrótce...".
40-latka liczy, że artykuł zmieni cokolwiek w jej życiu. Podczas przesłuchań w Białym Domu zrobiono z niej kozła ofiarnego. Choć pochodzi z bogatej i wpływowej żydowskiej rodziny, nie udało jej się zrobić kariery.
Po aferze próbowała zostać projektantką torebek i prezenterką telewizyjną, jednak bez większego sukcesu. Ostatnie lata spędziła w Londynie, studiując psychologię.
Kończąc swoją wypowiedź, stwierdziła, że już czas, by "spalić i pochować niebieską sukienkę".